-Jestem Alice- wypowiadała to zdanie jak życiowe motto, powoli, wyraziście, bez najmniejszego zająknięcia. Jakby wreszcie dotarła do własnego imienia zagrzebanego pod gruzami. Jakby sprawiało jej ono największą radość i chlubę. Jakby zdała sobie sprawę, że było jej, tylko jej. Od nikogo go nie dostała i nikt poza nią samą nie miał nad nim władzy.
Rozglądała się po skoczkach, jak po dobrze znanych przyjaciołach, którym ufała. Wykręcając głowę na prawo i na lewo. Próbując zastawić sidła na obiekty swojego polowania.
I nieustannie mrugając oczami w tył, w stronę samochodu. Pragnąc jego nieświadomej akceptacji, dla wszystkich swoich kroków.
Tych, które już jej ciążyły i tych, które dopiero miały to zrobić...
Rozglądała się po skoczkach, jak po dobrze znanych przyjaciołach, którym ufała. Wykręcając głowę na prawo i na lewo. Próbując zastawić sidła na obiekty swojego polowania.
I nieustannie mrugając oczami w tył, w stronę samochodu. Pragnąc jego nieświadomej akceptacji, dla wszystkich swoich kroków.
Tych, które już jej ciążyły i tych, które dopiero miały to zrobić...
Nie mógł wyrazić ani aprobaty, ani gniewu. Chciał tylko zapytać, czemu odgrywa tą nieszczęsną scenę teatralną? Czemuż to jego koledzy, przyjęli rolę marnych stażystów, a on sam został jedynym widzem sztuki, za którą nie zapłacił? I wreszcie dlaczego mała Weiss nagle wydała się mu piękną kobietą?
Poczuł się kaleką. Albo może nie poczuł, bo żył jak inwalida od wielu, długich lat. Po prostu przyznał się przed sobą do swojego kalectwa. Do obrzydliwej niedoskonałości, rozkazującej mu stąpać po najmniejszej linii oporu.
Oparł dłonie na kierownicy, nie mając siły wyjść z samochodu. Zamiast tego biernie przyglądał się dziewczynie, która bezceremonialnie próbując otworzyć lodówkę wypełnioną puszkami Red Bulla skupiła na sobie uwagę całego zespołu.
Na czym się skupiali?
Na jej słowie czy wyglądzie? Na smutku oczu, czy na świetlikach nadziei nagle zalewających delikatne, przedwcześnie pomarszczone czoło?
Nagle wydała mu się perfekcyjna. Nowe włosy, lekkie i kasztanowe, powiewające na wietrze jak najnaturalniejsze na świecie.
Rysy determinacji, dopraszające się aby przejechać dokładnie palcem po każdej z nich. Zapamiętać najmniejsze zmarszczenie skóry, oznaczające sekret.
Dalej sukienka... Przez ostatnie dni pracowała nad zwężeniem jej. Teraz doskonale opinała szczupłe, dziecinne ciało, nadając mu znamię wyjątkowości i piękna.
Czerwień... Czerwień będąca kolorem krwi, ale i tulipanów- niewinnych kwiatów, stanowiących o pięknie pól elizejskich.
Aż człowiek pragnął stać się ogrodnikiem, pełniącym całodobową służbę przy takim tulipanie. Pilnującym, aby nie spadła na niego ani kropla deszczu za dużo. Albo aby nie zabrakło tej jednej, która zadecyduje o jego uschnięciu...
Paznokcie... Niezbyt jego zdaniem pasujące do eleganckiego stroju czarne i białe, na przemian. Ale za to doskonale pasujące do Allie. Podchodząc do niej, zawsze robił to jakby od tyłu, pragnąc ją zaskoczyć. I chciał ująć któryś z palców, aby pociągnąć za nim całą dłoń. Z tym, iż układ kolorystyczny ciągle się zmieniał. Nie wiedział kiedy szarpnie za biały, rozpoczynając cudowny dzień w towarzystwie przyjaciółki, a kiedy nabije się na czarny, wciągający go w kolejne gierki i kłamstewka.
Nogi... Jak coś tak chudego, tak kojarzącego się z plagą anoreksji, mogło nagle zacząć pobudzać zmysły? Nigdy nie zauważył jakie one są długie...
Alice Weiss? Gdyby życie nie dało Ci w dupę, byłabyś ładniejsza od swojej, niesamowitej, diabelskiej, starszej siostry. I nie widzę powodu, dla którego miałbym Ci tego nie powiedzieć...
Nałożył zabezpieczające go przed spojrzeniem dziewczyny srebrne okulary. Byle nie spojrzeć na jej usta.
Albo spojrzeć...
I myśleć o tajemnicy, której nigdy się nie odkryje.
I wcale nie pragnie się jej odkrycia.
Poczuł się kaleką. Albo może nie poczuł, bo żył jak inwalida od wielu, długich lat. Po prostu przyznał się przed sobą do swojego kalectwa. Do obrzydliwej niedoskonałości, rozkazującej mu stąpać po najmniejszej linii oporu.
Oparł dłonie na kierownicy, nie mając siły wyjść z samochodu. Zamiast tego biernie przyglądał się dziewczynie, która bezceremonialnie próbując otworzyć lodówkę wypełnioną puszkami Red Bulla skupiła na sobie uwagę całego zespołu.
Na czym się skupiali?
Na jej słowie czy wyglądzie? Na smutku oczu, czy na świetlikach nadziei nagle zalewających delikatne, przedwcześnie pomarszczone czoło?
Nagle wydała mu się perfekcyjna. Nowe włosy, lekkie i kasztanowe, powiewające na wietrze jak najnaturalniejsze na świecie.
Rysy determinacji, dopraszające się aby przejechać dokładnie palcem po każdej z nich. Zapamiętać najmniejsze zmarszczenie skóry, oznaczające sekret.
Dalej sukienka... Przez ostatnie dni pracowała nad zwężeniem jej. Teraz doskonale opinała szczupłe, dziecinne ciało, nadając mu znamię wyjątkowości i piękna.
Czerwień... Czerwień będąca kolorem krwi, ale i tulipanów- niewinnych kwiatów, stanowiących o pięknie pól elizejskich.
Aż człowiek pragnął stać się ogrodnikiem, pełniącym całodobową służbę przy takim tulipanie. Pilnującym, aby nie spadła na niego ani kropla deszczu za dużo. Albo aby nie zabrakło tej jednej, która zadecyduje o jego uschnięciu...
Paznokcie... Niezbyt jego zdaniem pasujące do eleganckiego stroju czarne i białe, na przemian. Ale za to doskonale pasujące do Allie. Podchodząc do niej, zawsze robił to jakby od tyłu, pragnąc ją zaskoczyć. I chciał ująć któryś z palców, aby pociągnąć za nim całą dłoń. Z tym, iż układ kolorystyczny ciągle się zmieniał. Nie wiedział kiedy szarpnie za biały, rozpoczynając cudowny dzień w towarzystwie przyjaciółki, a kiedy nabije się na czarny, wciągający go w kolejne gierki i kłamstewka.
Nogi... Jak coś tak chudego, tak kojarzącego się z plagą anoreksji, mogło nagle zacząć pobudzać zmysły? Nigdy nie zauważył jakie one są długie...
Alice Weiss? Gdyby życie nie dało Ci w dupę, byłabyś ładniejsza od swojej, niesamowitej, diabelskiej, starszej siostry. I nie widzę powodu, dla którego miałbym Ci tego nie powiedzieć...
Nałożył zabezpieczające go przed spojrzeniem dziewczyny srebrne okulary. Byle nie spojrzeć na jej usta.
Albo spojrzeć...
I myśleć o tajemnicy, której nigdy się nie odkryje.
I wcale nie pragnie się jej odkrycia.
-Nie otworzy się, no nie otworzy- wbiła czarny paznokieć w biały, jakby grając nimi w szachy i planując obwieścić "mat".
-Tam stoi jeden, skoro aż tak Ci zależy- szepnął zafascynowany Kraft- z tym, że ciepły...
-I chyba nadpity przez Schlierenzauera- uzupełnił Kofler- ale... Skoro jesteś kuzynką Thomasa, równie dobrze możesz stać się fanką Gregora.
Pokiwała z uznaniem głową. Spodobała jej się ta ironia. Właśnie tego pragnęła. Wychwycić słabsze punkty wśród starszej części skocznej braci, po czym zmusić je do prób odgadnięcia jej prawdziwej tożsamości. Ufała, że skutecznych.
Nie bardzo marzyło jej się opowiadanie swojej smutnej historii, ludziom, których wcześniej widziała z bliska raz, (lub licząc ów koszmarny dzień i dwa) w życiu. Poza tym ten kto pyta zawsze ma przewagę nad tym kto jest 'przesłuchiwany'. A wspomnienie o bajce z pokrewieństwem, którą Morgi zgrabnie zaprezentował mediom, było idealnym punktem zaczepnym.
-Nie przeszkadza mi picie po Schlierenzauerze- odparła kokieteryjnie, na co Kraft wyraźnie się skrzywił- i słońce także... Ale potrzebuje wersji "light"- dodała z powagą, jakby ogłaszała właśnie nowinę, od której zależą dalsze losy świata. Czy... Mógłbyś iść po klucz?- młody brunet odrazu ochoczo zerwał się z miejsca.
Wszystko przebiegało według jej planu.
-Chciałam, żeby sobie poszedł- zaczęła- ponieważ... Ponieważ jeszcze go wtedy nie było.
Skoczkowie skwitowali to śmiechem.
-Hm... Chyba nie jesteś wiele starsza od niego? Osiemnaście?
-Dwadzieścia cztery- przymrużyła oczy- i nie jestem z rodziny Thomasa... Jestem natomiast Alice Weiss i widzieliśmy się osiem lat temu. Coś wam to mówi?
-Raczej nie- odparł Fettner- Andreas?
-Co tak szepczesz człowieku?
-Zaraz cholera ogłosi, że ma dziecko, z którymś z nas. Mówię Ci, to jest dokładnie ten ton głosu...
-Wiesz... Skoro chce pić z puszki po Gregorze, to faktycznie wszystkiego możemy się spodziewać.
-Ja się nie mam czego bać- wtrącił swoje dwa grosze Loitzl, usilnie licząc coś na palcach- osiem lat temu byłem już żonaty.
-Czy Cathy też wam nic nie mówi?- dziewczyna zaczynała rozumieć, że tylko przechodząc do konkretów, zakończy te idiotyczne wygłupy.
I miała rację.
W jednej sekundzie zapadła głucha cisza- potrzebuje jej brata.
-Jej brat już nie skacze, od kilku dobrych lat, nie każdy wytrzyma w tym światku.
-Widziałam go na plakacie?
-Byli skoczkowie czasem z nami trenują. Jako amatorzy...
-Ale jej dom dalej stoi? A raczej jej rodziny.
-A co? Ktoś miał go zburzyć? Powiesz nam wreszcie o co chodzi?
-Wysilcie się na chwilę... Śliczny słoneczny dzień, wieczór po treningu, piwo, whisky i sernik z brzoskwiniami. Dalej... Mała dziewczynka, o spojrzeniu wariatki, podobno niemowa z wadami rozwoju i... I zabójcza lalka na czerwonych szpilkach- w celu odświeżenia ich pamięci podniosła lekko stopę do góry - która sprawia, iż zapomina się, że człowiekowi do myślenia służy mózg?- popatrzyła po ich twarzach.
Wątpiła, aby ktoś, kiedykolwiek zapomniał jej siostry...
-Tam stoi jeden, skoro aż tak Ci zależy- szepnął zafascynowany Kraft- z tym, że ciepły...
-I chyba nadpity przez Schlierenzauera- uzupełnił Kofler- ale... Skoro jesteś kuzynką Thomasa, równie dobrze możesz stać się fanką Gregora.
Pokiwała z uznaniem głową. Spodobała jej się ta ironia. Właśnie tego pragnęła. Wychwycić słabsze punkty wśród starszej części skocznej braci, po czym zmusić je do prób odgadnięcia jej prawdziwej tożsamości. Ufała, że skutecznych.
Nie bardzo marzyło jej się opowiadanie swojej smutnej historii, ludziom, których wcześniej widziała z bliska raz, (lub licząc ów koszmarny dzień i dwa) w życiu. Poza tym ten kto pyta zawsze ma przewagę nad tym kto jest 'przesłuchiwany'. A wspomnienie o bajce z pokrewieństwem, którą Morgi zgrabnie zaprezentował mediom, było idealnym punktem zaczepnym.
-Nie przeszkadza mi picie po Schlierenzauerze- odparła kokieteryjnie, na co Kraft wyraźnie się skrzywił- i słońce także... Ale potrzebuje wersji "light"- dodała z powagą, jakby ogłaszała właśnie nowinę, od której zależą dalsze losy świata. Czy... Mógłbyś iść po klucz?- młody brunet odrazu ochoczo zerwał się z miejsca.
Wszystko przebiegało według jej planu.
-Chciałam, żeby sobie poszedł- zaczęła- ponieważ... Ponieważ jeszcze go wtedy nie było.
Skoczkowie skwitowali to śmiechem.
-Hm... Chyba nie jesteś wiele starsza od niego? Osiemnaście?
-Dwadzieścia cztery- przymrużyła oczy- i nie jestem z rodziny Thomasa... Jestem natomiast Alice Weiss i widzieliśmy się osiem lat temu. Coś wam to mówi?
-Raczej nie- odparł Fettner- Andreas?
-Co tak szepczesz człowieku?
-Zaraz cholera ogłosi, że ma dziecko, z którymś z nas. Mówię Ci, to jest dokładnie ten ton głosu...
-Wiesz... Skoro chce pić z puszki po Gregorze, to faktycznie wszystkiego możemy się spodziewać.
-Ja się nie mam czego bać- wtrącił swoje dwa grosze Loitzl, usilnie licząc coś na palcach- osiem lat temu byłem już żonaty.
-Czy Cathy też wam nic nie mówi?- dziewczyna zaczynała rozumieć, że tylko przechodząc do konkretów, zakończy te idiotyczne wygłupy.
I miała rację.
W jednej sekundzie zapadła głucha cisza- potrzebuje jej brata.
-Jej brat już nie skacze, od kilku dobrych lat, nie każdy wytrzyma w tym światku.
-Widziałam go na plakacie?
-Byli skoczkowie czasem z nami trenują. Jako amatorzy...
-Ale jej dom dalej stoi? A raczej jej rodziny.
-A co? Ktoś miał go zburzyć? Powiesz nam wreszcie o co chodzi?
-Wysilcie się na chwilę... Śliczny słoneczny dzień, wieczór po treningu, piwo, whisky i sernik z brzoskwiniami. Dalej... Mała dziewczynka, o spojrzeniu wariatki, podobno niemowa z wadami rozwoju i... I zabójcza lalka na czerwonych szpilkach- w celu odświeżenia ich pamięci podniosła lekko stopę do góry - która sprawia, iż zapomina się, że człowiekowi do myślenia służy mózg?- popatrzyła po ich twarzach.
Wątpiła, aby ktoś, kiedykolwiek zapomniał jej siostry...
osiem lat wcześniej:
-Zaraz mi się rozmyją- mruknęła patrząc w lusterko samochodu- rozmyją mi się, a nie mam przy sobie płynu do demakijażu...
-Ładniejsza jesteś bez tych cieni- odparła cicho Allie, zachwycona, iż siostra w ogóle raczyła wysłuchać jej poglądu, nie odwracając demonstracyjnie twarzy- nie potrzebnie się malujesz.
-Mała... Milcz kiedy nie pytam Cię o zdanie. Jestem modelką, a nie upośledzoną nastolatką.
-Jeszcze nie jesteś Caro- szepnęła czując jak ręka siostry osadza się z dość mocnym tempem na jej policzku- gdzie my w ogóle jedziemy?
Zachowanie blondynki, nie zmusiło jej do choćby najmniejszej reakcji obronnej. Gdzieś w głębi duszy ciągle ufała swojej siostrze, nie wierzyła, że ta w jakikolwiek sposób pragnie ją skrzywdzić. Bo przecież czasem, dawno, dawno temu, pobawiła się z nią lalką, przyniosła czekoladę, albo pooglądała szkiełka. Bo w przepływach dobrego humoru zaplatała jej warkocze, pozwalała przemierzać nowe buty, a czasem nawet zabierała na zakupy... A, że teraz dała jej w twarz? Nic dziwnego, przecież naruszyła swoim ciętym językiem jej świętość, jej marzenia i wielką życiową szansę. Tą największą ze wszystkich.
-Przepraszam- wyszeptała niemrawo- to musiało być...
-Nie mała, nie powinnam Cię bić. A teraz jedziemy do Cathy.
-Ale przecież... Przecież Cathy jest na jakiejś kolacji? Przed chwilą Ci o tym mówiła, zaraz przed słowami, że ten chłopak jednak ją kocha, czy coś...
-Alice... Nie mam sklerozy. I przypominam Ci, że cokolwiek będzie się działo masz się nie odzywać, zgoda?
-Gdy zabierasz mnie między ludzi, udaję niemowę- wyrecytowała z pamięci.
Caroline tymczasem zgasiła silnik, biorąc, dla dodania sobie odwagi łyk mocnej wódki, z butelki stojącej przed nią.
Po chwili zadzwoniła do drzwi. Otworzył je chłopak na oko dwudziestoletni. Podczas gdy starsza Weiss hipnotyzowała go wzrokiem, Alice stwierdziła, iż musi być bratem przyjaciółki jej siostry. Byli podobni jak dwie krople wody. Te same ufne oczy, ten sam szczery, wariacki uśmiech.
Szczęściarze... Jej i blondynki nikt nie śmiałby uznać za rodzeństwo.
-Przyszłam do Cathy- Caro wyraźnie kontynuowała koncert kłamstw- zastałam ją?
- Nie, nie... Poszła do restauracji- brunet szybkim ruchem przeczesał rozwiane włosy- przepraszam, że tu tak głośno- wskazał palcem przejście do salonu, małe posiedzenie AustriaTeam...
-Całego?- przerwała mu dziewczyna.
-No całego, w pierwszym składzie- odparł z dumą- nie wiedziałaś, że siostry nie będzie?
-Ehh... Miałyśmy opróżnić kilka butelek- zaśmiała się pokazując skrzynkę wina- ale ona ostatnio o wszystkim zapomina. Zresztą odkąd mieszka z chłopakiem chyba nie bywa tu często?
-Możesz napić się z nami- zaoferował szybko, rezygnując z udzielenia odpowiedzi- nie mamy lotnych umysłów jak Cathy, ale zawsze stanowimy jakieś towarzystwo...
-Nawet bardzo dobre- podsumowała wdzięcznie, przekraczając próg.
Po chwili witała się już ze złotą drużyną swojego kraju. Z każdym podaniem ręki, z zadowoleniem stwierdzając, iż ciaży na niej kolejna para oczu.
-Aha... A to jest Alice- przypomniała sobie wreszcie o siostrze- niestety nie umie mówić, od urodzenia. Kochanie- młodsza Weiss wiedziała, iż te słowa są zwrócone do niej- idź sobie do Catherine, popatrzysz na zachód słońca... Ona bardzo lubi ładne widoki- objaśniła zgromadzonym- a pokój Cat doskonale poznaje.
Nastolatka udała, iż z uśmiechem na twarzy opuszcza skoczków. W rzeczywistości wyszła tylko za drzwi, i skuliła w zakamarku szafy. Chciała posłuchać jak dalej rozwinie się ten cyrk.
-Może dam jej soku pomarańczowego?- usłyszała zatroskany głos.
-Skoro już musisz to przynieś wody. Ona nic więcej nie wypije, tak w obcym domu... Kurczę, sorry że wam ją zwaliłam na głowę, ale rodzice wyjechali, a mi aż serce pęka, jak widzę ją w domu taką małą, przerażoną i samotną, zwiniętą w kłębek.
Allie wbiła palce w tylną ścianę garderoby i aż syknęła. Czy zawsze tylko do tego miała służyć? Czy zawsze będzie chodzić tylko o wywołanie w rozmówcach siostry litości?
Cóż... W takim razie Caroline równie dobrze mogłaby przygarnąć małego psa i wozić go ze sobą na poduszce.
-Musisz być bardzo dzielna, że umiesz się z nią dogadać- zaczął Manuel- mało kto ma tyle empatii czy współczucia.
-Kariera karierą... Ale rodzina jest najważniejsza chłopcy. Nikt nigdy nie zmusiłby mnie do porzucenia mojej małej siostrzyczki. Pójdę z nią w najgorsze bagno...
-Ładniejsza jesteś bez tych cieni- odparła cicho Allie, zachwycona, iż siostra w ogóle raczyła wysłuchać jej poglądu, nie odwracając demonstracyjnie twarzy- nie potrzebnie się malujesz.
-Mała... Milcz kiedy nie pytam Cię o zdanie. Jestem modelką, a nie upośledzoną nastolatką.
-Jeszcze nie jesteś Caro- szepnęła czując jak ręka siostry osadza się z dość mocnym tempem na jej policzku- gdzie my w ogóle jedziemy?
Zachowanie blondynki, nie zmusiło jej do choćby najmniejszej reakcji obronnej. Gdzieś w głębi duszy ciągle ufała swojej siostrze, nie wierzyła, że ta w jakikolwiek sposób pragnie ją skrzywdzić. Bo przecież czasem, dawno, dawno temu, pobawiła się z nią lalką, przyniosła czekoladę, albo pooglądała szkiełka. Bo w przepływach dobrego humoru zaplatała jej warkocze, pozwalała przemierzać nowe buty, a czasem nawet zabierała na zakupy... A, że teraz dała jej w twarz? Nic dziwnego, przecież naruszyła swoim ciętym językiem jej świętość, jej marzenia i wielką życiową szansę. Tą największą ze wszystkich.
-Przepraszam- wyszeptała niemrawo- to musiało być...
-Nie mała, nie powinnam Cię bić. A teraz jedziemy do Cathy.
-Ale przecież... Przecież Cathy jest na jakiejś kolacji? Przed chwilą Ci o tym mówiła, zaraz przed słowami, że ten chłopak jednak ją kocha, czy coś...
-Alice... Nie mam sklerozy. I przypominam Ci, że cokolwiek będzie się działo masz się nie odzywać, zgoda?
-Gdy zabierasz mnie między ludzi, udaję niemowę- wyrecytowała z pamięci.
Caroline tymczasem zgasiła silnik, biorąc, dla dodania sobie odwagi łyk mocnej wódki, z butelki stojącej przed nią.
Po chwili zadzwoniła do drzwi. Otworzył je chłopak na oko dwudziestoletni. Podczas gdy starsza Weiss hipnotyzowała go wzrokiem, Alice stwierdziła, iż musi być bratem przyjaciółki jej siostry. Byli podobni jak dwie krople wody. Te same ufne oczy, ten sam szczery, wariacki uśmiech.
Szczęściarze... Jej i blondynki nikt nie śmiałby uznać za rodzeństwo.
-Przyszłam do Cathy- Caro wyraźnie kontynuowała koncert kłamstw- zastałam ją?
- Nie, nie... Poszła do restauracji- brunet szybkim ruchem przeczesał rozwiane włosy- przepraszam, że tu tak głośno- wskazał palcem przejście do salonu, małe posiedzenie AustriaTeam...
-Całego?- przerwała mu dziewczyna.
-No całego, w pierwszym składzie- odparł z dumą- nie wiedziałaś, że siostry nie będzie?
-Ehh... Miałyśmy opróżnić kilka butelek- zaśmiała się pokazując skrzynkę wina- ale ona ostatnio o wszystkim zapomina. Zresztą odkąd mieszka z chłopakiem chyba nie bywa tu często?
-Możesz napić się z nami- zaoferował szybko, rezygnując z udzielenia odpowiedzi- nie mamy lotnych umysłów jak Cathy, ale zawsze stanowimy jakieś towarzystwo...
-Nawet bardzo dobre- podsumowała wdzięcznie, przekraczając próg.
Po chwili witała się już ze złotą drużyną swojego kraju. Z każdym podaniem ręki, z zadowoleniem stwierdzając, iż ciaży na niej kolejna para oczu.
-Aha... A to jest Alice- przypomniała sobie wreszcie o siostrze- niestety nie umie mówić, od urodzenia. Kochanie- młodsza Weiss wiedziała, iż te słowa są zwrócone do niej- idź sobie do Catherine, popatrzysz na zachód słońca... Ona bardzo lubi ładne widoki- objaśniła zgromadzonym- a pokój Cat doskonale poznaje.
Nastolatka udała, iż z uśmiechem na twarzy opuszcza skoczków. W rzeczywistości wyszła tylko za drzwi, i skuliła w zakamarku szafy. Chciała posłuchać jak dalej rozwinie się ten cyrk.
-Może dam jej soku pomarańczowego?- usłyszała zatroskany głos.
-Skoro już musisz to przynieś wody. Ona nic więcej nie wypije, tak w obcym domu... Kurczę, sorry że wam ją zwaliłam na głowę, ale rodzice wyjechali, a mi aż serce pęka, jak widzę ją w domu taką małą, przerażoną i samotną, zwiniętą w kłębek.
Allie wbiła palce w tylną ścianę garderoby i aż syknęła. Czy zawsze tylko do tego miała służyć? Czy zawsze będzie chodzić tylko o wywołanie w rozmówcach siostry litości?
Cóż... W takim razie Caroline równie dobrze mogłaby przygarnąć małego psa i wozić go ze sobą na poduszce.
-Musisz być bardzo dzielna, że umiesz się z nią dogadać- zaczął Manuel- mało kto ma tyle empatii czy współczucia.
-Kariera karierą... Ale rodzina jest najważniejsza chłopcy. Nikt nigdy nie zmusiłby mnie do porzucenia mojej małej siostrzyczki. Pójdę z nią w najgorsze bagno...
Ile razy Allie miała z szyderstwem w głosie odtwarzać to zdanie za murami więziennej celi?
Caroline chyba nigdy się nad tym nie zastanowiła.
-Zróbcie mi miejsce- zachichotała podnosząc kieliszek i wpychając się między Fettnera a Kofiego- choć chyba wygodnie na tej kanapie, może leżeć tylko jedna osoba- rozłożyła się na ich kolanach, opierając szpilki o poduszkę. Nietrudno było dojrzeć skrępowanie na ich twarzach. Nie byli jeszcze aż tak wstawieni, aby obca panienka, która niemal się przed nimi rozbiera nie stanowiła problemu. I blondynka natychmiast to wychwyciła, chojnie rozlewając kolejne porcje alkoholu.
Niesamowite jak ona potrafiła być usłużna mając w tym własny, zakichany interes.
Niczego jednak nie dało się ukryć przed rodziną siostrą. Szesnastolatka widziała, iż Caro po nalaniu wina samej sobie, większą część objętości naczynia oddaje stojącej obok palmie.
Tej nocy chciała pozostać względnie trzeźwa.
-Dobra...- odezwała się powtórnie dopiero gdy skoczkowie opowiadali już bezsensowne kawały, na zmianę ze śpiewaniem głupawych piosenek- właściwie tylko ja się tu przedstawiłam. Który z was jest Thomasem?
-Żaden- uzyskała w odpowiedzi- przecież on jest teraz z Cathy.
-No wiecie... Podobno mieliście być tu w komplecie.
-Oprócz Morgiego, który jest zajęty- objaśnił Kofler- wśród nas natomiast jest wielu wolnych...
-Opowiecie mi coś o nim?- spytała prosząco- tak bardzo bym chciała...
-O Thomasie?- zdziwił się brat Cathy- ale po cóż Ci wiedzieć...
-Martwię się o nią, to moja przyjaciółka- Caroline kłamała jak z nut, jednocześnie dolewając trunku chłopakowi, który jak zdążyła zauważyć był bardziej odporny od reszty stawki- zmieniła się bardzo. Nie wiem o nim nic, a przecież to musi mieć jakiś związek z zacieśnieniem się ich relacji. Cat nie chce mi go przedstawić. Pomoglibyście, choć troszkę...
-Jak ty się o wszystkich troszczysz- wybełkotał Manuel- a czy ktoś w ogóle troszczy się o Ciebie?
-Masz faceta?- dodał Andreas.
-Hmmm... No wiecie, lubię się czasem spotkać z kimś miłym... Ale to ja pierwsza zadałam pytanie...- uniosła nogę do góry, zrzucając szpilkę na podłogę- i zamieniam się słuch.
Tej nocy chciała pozostać względnie trzeźwa.
-Dobra...- odezwała się powtórnie dopiero gdy skoczkowie opowiadali już bezsensowne kawały, na zmianę ze śpiewaniem głupawych piosenek- właściwie tylko ja się tu przedstawiłam. Który z was jest Thomasem?
-Żaden- uzyskała w odpowiedzi- przecież on jest teraz z Cathy.
-No wiecie... Podobno mieliście być tu w komplecie.
-Oprócz Morgiego, który jest zajęty- objaśnił Kofler- wśród nas natomiast jest wielu wolnych...
-Opowiecie mi coś o nim?- spytała prosząco- tak bardzo bym chciała...
-O Thomasie?- zdziwił się brat Cathy- ale po cóż Ci wiedzieć...
-Martwię się o nią, to moja przyjaciółka- Caroline kłamała jak z nut, jednocześnie dolewając trunku chłopakowi, który jak zdążyła zauważyć był bardziej odporny od reszty stawki- zmieniła się bardzo. Nie wiem o nim nic, a przecież to musi mieć jakiś związek z zacieśnieniem się ich relacji. Cat nie chce mi go przedstawić. Pomoglibyście, choć troszkę...
-Jak ty się o wszystkich troszczysz- wybełkotał Manuel- a czy ktoś w ogóle troszczy się o Ciebie?
-Masz faceta?- dodał Andreas.
-Hmmm... No wiecie, lubię się czasem spotkać z kimś miłym... Ale to ja pierwsza zadałam pytanie...- uniosła nogę do góry, zrzucając szpilkę na podłogę- i zamieniam się słuch.
Tej nocy, Allie przestała idealizować swoją siostrę. Mimo usilnych prób powrotu do dawnego stanu nie umiała już wierzyć, w dobroć każdej jej intencji. Skulona, sama z łzami, patrzyła jak jej wzorzec zmienia się w myśliwego, tkającego sieć na swoją ofiarę. Z każdym słowem, z każdą informacją, która do niego docierała, umacniał, któryś z brzegów pułapki, podwajał węzły, zmieniał kształty.
To nie powinno dziwić, od urodzenia nastolatka wielbiła elastyczność Caroline. Jej zdolność do wpasowania się w tło, aby nagle wyskoczyć z niego w nowym blasku.
Cóż... I tym razem była pewna...Bezbronne stworzenie, dla którego ów 'dar' był przeznaczony nie miało szans na ucieczkę.
To nie powinno dziwić, od urodzenia nastolatka wielbiła elastyczność Caroline. Jej zdolność do wpasowania się w tło, aby nagle wyskoczyć z niego w nowym blasku.
Cóż... I tym razem była pewna...Bezbronne stworzenie, dla którego ów 'dar' był przeznaczony nie miało szans na ucieczkę.
Może dlatego gdy Thomas osiem lat później spotkał się z Weiss, ona tak zadrżała na jego widok?
Może ciągle wyobrażała sobie zwierzynę, bez sił tkwiącą w klatce?
Może ciągle wyobrażała sobie zwierzynę, bez sił tkwiącą w klatce?
Ostatnie słowa Caroline do zawiedzonych, jej planem opuszczenia ich skoczków:
-Wszystko w swoim czasie... Niedługo będziemy się widywać bardzo, bardzo często.
-Wszystko w swoim czasie... Niedługo będziemy się widywać bardzo, bardzo często.
-Pamiętacie? Wróciłam tam trzy miesiące później. I to wy mnie wpuściliście.
-Byłaś dziwna- uzupełnił Kofler- nie dość, że nagle zaczęłaś mówić to jeszcze tak strasznie się spieszyłaś.
-Żaden sekret- starała się być obojętna- uciekłam na chwilę ze szpitala. A trzy dni później trafiłam do aresztu...
-Pewnie chcesz odzyskać to co wtedy zostawiłaś Cathy w pokoju? W tym jej kuferku?
- To nic złego- odparła podejrzliwy ton- zatrzasnęłam go na jej prośbę, może nie do końca ale jednak...
-Wiesz, że wszyscy nierozumiejąc jej śmierci chcieli go otworzyć. Ale do rozwalenia nikt się nie chciał posunąć. A klucza nie było. Stoi taki do dziś.
-Schowałam klucz- szepnęła- według jej instrukcji. Więc nic dziwnego... Ale teraz... Teraz jego zawartość może uzdrowić pewną cholernie chorą sytuację...
-I prosisz nas, żebyśmy...
-Tak, proszę.
-Słuchaj... Wiesz, że pojawiasz się znikąd, z niezbyt ciekawą przeszłością, więc...
-Bo zaraz wróci ten młody od Red Bulla- syknęła- naprawdę wam go nie żal?
-Krafta?- zdziwił się Manu- przynajmniej trochę pokraka pobiega.
-Thomasa!- jej głos zaczął przypominać głuchy jęk- może życzycie mu całego życia z tą lafiryndą?
W oczach skoczków zaczął widnieć podziw i aprobata. Pozbycie się pustej, straszliwej modelki z ich codzienności było warte każdej ceny.
-Nie mogłaś tak od razu? Zobaczymy co da się zrobić... A ty wypij te 'lighty' z naszym biedactwem.
-Jeden problem. Nie wolno mi ruszać energetyków- rozłożyła bezradnie ramiona.
-Yyyy...- Andreas parsknął- więc wytłumaczymy mu, że jesteś dla niego za stara. I jeszcze jedno... Masz w sobie coś z siostry, takie charaktery się pamięta.
-Byłaś dziwna- uzupełnił Kofler- nie dość, że nagle zaczęłaś mówić to jeszcze tak strasznie się spieszyłaś.
-Żaden sekret- starała się być obojętna- uciekłam na chwilę ze szpitala. A trzy dni później trafiłam do aresztu...
-Pewnie chcesz odzyskać to co wtedy zostawiłaś Cathy w pokoju? W tym jej kuferku?
- To nic złego- odparła podejrzliwy ton- zatrzasnęłam go na jej prośbę, może nie do końca ale jednak...
-Wiesz, że wszyscy nierozumiejąc jej śmierci chcieli go otworzyć. Ale do rozwalenia nikt się nie chciał posunąć. A klucza nie było. Stoi taki do dziś.
-Schowałam klucz- szepnęła- według jej instrukcji. Więc nic dziwnego... Ale teraz... Teraz jego zawartość może uzdrowić pewną cholernie chorą sytuację...
-I prosisz nas, żebyśmy...
-Tak, proszę.
-Słuchaj... Wiesz, że pojawiasz się znikąd, z niezbyt ciekawą przeszłością, więc...
-Bo zaraz wróci ten młody od Red Bulla- syknęła- naprawdę wam go nie żal?
-Krafta?- zdziwił się Manu- przynajmniej trochę pokraka pobiega.
-Thomasa!- jej głos zaczął przypominać głuchy jęk- może życzycie mu całego życia z tą lafiryndą?
W oczach skoczków zaczął widnieć podziw i aprobata. Pozbycie się pustej, straszliwej modelki z ich codzienności było warte każdej ceny.
-Nie mogłaś tak od razu? Zobaczymy co da się zrobić... A ty wypij te 'lighty' z naszym biedactwem.
-Jeden problem. Nie wolno mi ruszać energetyków- rozłożyła bezradnie ramiona.
-Yyyy...- Andreas parsknął- więc wytłumaczymy mu, że jesteś dla niego za stara. I jeszcze jedno... Masz w sobie coś z siostry, takie charaktery się pamięta.
Kiedyś takie zdanie, było szczytem twoich marzeń Alice? Czyż nie?
Ale teraz dumę mogła stanowić tylko odpowiedź:
-Zgoda. Z tym, że ja jestem uczciwa.
* * *
Gdy samochód zatrzymał się przed domem, trzymała już zaciśnięte palce na pożółkłym, ośmioletnim papierze.
Jakby bała się, że ulegnie samozapłonowi, zanim dotrze do tego, który powinien otrzymać go jako pierwszy.
-Alice? O czym myślisz?
-Miałam uroczy dzień- odparła wymijająco- skoczkowie są świetni.
-I dali Ci coś?- zapytał.
-Takie sprawy- zakręciła oczami- trudne sprawy, można rzec.
-Miałem Ci coś powiedzieć...
-Thomas... Ja też... Od dawna...
-Ja pierwszy- mruknął zaborczo- stwierdziłem- poprawił jej falującą grzywkę- że mogłaś być ładniejsza od swojej siostry.
-Słucham?-
-Ładniejsza mogłaś być, gdyby nie to całe okrucieństwo losu... Natomiast- wyjął pomięte zdjęcie diablicy z kieszeni- natomiast... Jesteś dużo piękniejsza Alice. I... Chyba zacząłem grzebać Cathy- kaszlnął - Wiesz co? Nie idźmy do domu. Jedźmy upić się białą czekoladą... A potem przez siebie, w głąb kraju, gdzieś nad jakieś jezioro, hm?
-Spać w samochodzie?- ciągle próbowała odwlec 'egzekucję'.
-W samochodzie? Wszędzie są hotele. I pola namiotowe przecież też, mała.
-Jesteś gwiazdą sportu- zaczęła prowokacyjnie...
-A ty moją kuzynką- przypomniał jej równie szalonym głosem.
Jego twarz znajdowała się coraz bliżej niej, oddech zaczynał muskać spocone z nerwów policzki.
Nawet nie wiedziała kiedy ich usta się złączyły. Szybkim ruchem odsunęła się w tył.
-Muszę Ci wszystko wytłumaczyć- zawartość torebki ciążyła jej coraz bardziej- tak w rzeczywistości...
-Jutro Allie. Zgoda? Wrócimy do smutków? A teraz idę tylko przebrać ten dres- zatrzasnął drzwiczki od auta, a ona instynktownie otworzyła szybę myśląc, iż się dusi.
Jakby bała się, że ulegnie samozapłonowi, zanim dotrze do tego, który powinien otrzymać go jako pierwszy.
-Alice? O czym myślisz?
-Miałam uroczy dzień- odparła wymijająco- skoczkowie są świetni.
-I dali Ci coś?- zapytał.
-Takie sprawy- zakręciła oczami- trudne sprawy, można rzec.
-Miałem Ci coś powiedzieć...
-Thomas... Ja też... Od dawna...
-Ja pierwszy- mruknął zaborczo- stwierdziłem- poprawił jej falującą grzywkę- że mogłaś być ładniejsza od swojej siostry.
-Słucham?-
-Ładniejsza mogłaś być, gdyby nie to całe okrucieństwo losu... Natomiast- wyjął pomięte zdjęcie diablicy z kieszeni- natomiast... Jesteś dużo piękniejsza Alice. I... Chyba zacząłem grzebać Cathy- kaszlnął - Wiesz co? Nie idźmy do domu. Jedźmy upić się białą czekoladą... A potem przez siebie, w głąb kraju, gdzieś nad jakieś jezioro, hm?
-Spać w samochodzie?- ciągle próbowała odwlec 'egzekucję'.
-W samochodzie? Wszędzie są hotele. I pola namiotowe przecież też, mała.
-Jesteś gwiazdą sportu- zaczęła prowokacyjnie...
-A ty moją kuzynką- przypomniał jej równie szalonym głosem.
Jego twarz znajdowała się coraz bliżej niej, oddech zaczynał muskać spocone z nerwów policzki.
Nawet nie wiedziała kiedy ich usta się złączyły. Szybkim ruchem odsunęła się w tył.
-Muszę Ci wszystko wytłumaczyć- zawartość torebki ciążyła jej coraz bardziej- tak w rzeczywistości...
-Jutro Allie. Zgoda? Wrócimy do smutków? A teraz idę tylko przebrać ten dres- zatrzasnął drzwiczki od auta, a ona instynktownie otworzyła szybę myśląc, iż się dusi.
Kartka coraz bardziej paliła. Z palców ogień przebiegł na dłoń, z dłoni na łokieć... Teraz dosięgał już ramienia...
"NIE MAM CZEGO CI TŁUMACZYĆ, MOGĘ TYLKO PRZEPROSIĆ. I SPRÓBOWAĆ CIĘ OSTRZEC..."
Czemu nie chciała uciekać? Czemu z uśmiechem oczekiwała tego co przyniesie jej los?
Zresztą i tak przyniósł tylko dzwonek telefonu. I numer, który najchętniej usunęłaby ze świata wraz z jego właścicielką.
Zgrzytnęła w aparat, aby oznajmić, iż nie odrzuca połączenia. Przyjmuje próbę, choć nie stać jej nawet na marne "hallo".
-Czego chcesz- zaatakowała, słysząc z drugiej strony dokładnie to samo.
-Co żmijo? Prześpisz się z nim?
Cała krew uciekła jej z rąk, aby natychmiast uderzyć do mózgu:
-Nie zabiorę Ci twojej specjalności... Natomiast zamierzam powiedzieć mu prawdę, wiesz? A potem niczego nie wymuszać, ani nie stopować. Stanie się to co ma się stać.
-Prawdę? Cóż... Spodziewaj się zostać wyprzedzona Skarbie...
Alice milczała.
-Choć na górę kochana siostrzyczko, czekolady napijesz się kiedy indziej. Nie umrzesz? Chyba nadszedł czas na to wzruszające spotkanie. Nas. WSZYSTKICH.
-Powiesz mu?- jęknęła.
-Pamiętasz co Ci zawsze mówiłam?- podsumowała alegorycznie diablica - Facet to ciuch, który zdobi kobietę. Ubrania można zmieniać, to dodaje nam elegancji i stylu. Ale... Nie wolno się nimi dzielić, bo zamieniają się w znoszone, zbyt szerokie szmaty... A on jest cudną sukienką mała... Koniec rozcinania jej na trzy części...
Dziewczyna opuściła pojazd, wspinając się na werandę i patrząc w niebo szukała wybawienia.
Ale dostała tylko deszcz.
I słowa w słuchawce:
-Albo i cztery, jeżeli wolisz. W zależności z czyjego punktu widzenia spojrzymy na sprawę...
_______________________________________
Spinam własne lenistwo i prawie to skończyłam. Ostatnie dwa odcinki i epilog w najbliższym czasie. Chyba, że zepnę te dwa w jeden, bo szczerze, chcę już to mieć za sobą. Żeby mi zostało tylko jedno, bo jakoś nie umiem chyba pogodzić przyzwoitego czasu i dwóch opowiadań :D
Buziaki:*
Hej, kochana :* Przepraszam, że tak długo musiałaś czekać na jakiś znak z mojej strony, ale fakty są takie, że trochę tych zaległości u ciebie mi się namnożyło. No, ale nie krzycz zbyt głośno ani nie bij mocno, już wszystko nadrabiam! Powoli, bo powoli, ale wreszcie przeczytałam wszystko. A to z kolei uświadomiło mi tylko, jak bardzo tęskniłam za twoim opowiadaniem. Za opowiadaniem, za bohaterami, za fenomenalnym sposobem, w jaki kreujesz świat oraz twoim cudownym stylem pisarskim. Eh, nigdy jakoś nie umiem ubrać w słowa tego, co naprawdę myślę o twojej twórczości. Bo to jest zbyt piękne, wiesz? Nawet teraz muszę sporo się nagłówkować, aby wymyślić coś odpowiedniego.
OdpowiedzUsuńI co wymyśliłam? No nic szczególnego niestety. Powiem tylko, że podobało mi się. Nawet więcej. Bardzo mi się podobało. Twoje opowiadania mają w sobie to coś. Nie wiem, co. Nie pytaj, bo nie udzielę ci dobrej odpowiedzi. Ale jest coś w tym twoim stylu, w tych wszystkich ozdobnikach, które stosujesz... No cholercia, zakochałam się w tym i strasznie, strasznie ci tego zazdroszczę. Oczywiście pozytywnie, co by nie było! Te kilka rozdziałów czytało mi się niezwykle przyjemnie i nawet nie wiem, kiedy skończyłam. Troszkę żałuję, że nie miałam tego więcej do nadrobienia, bo niechętnie dobrnęłam do końca. Teraz, jak każdy muszę z niecierpliwością oczekiwać na ciąg dalszy, a ja jestem tak bardzo ciekawa!
No, ale skupię się może na dziesiąteczce. Tak będzie łatwiej.
Otóż, jeszcze chyba nie do końca rozumiem, co też zrodziło się w główce Allie, ale to mnie bardzo, bardzo intryguje. Zastanawia mnie też stosunek Thomasa, co do niej. Widać, że coś się zmieniło. Nie drastycznie, ale coś jednak uległo zmianie. Sam przyznał, że gdy rozmawiała z jego kolegami wydała mu się perfekcyjna. I to jego oceniające spojrzenie. Zauważył wszystko i sama nie wiem, jak mam się do tego odnieść. Najbezpieczniej będzie chyba to przemilczeć, co też zrobię, jeżeli pozwolisz. Kurczę, i to wspomnienie... Nic mi nie ułatwiasz, wiesz? Wiem tylko, że Caroline pięknie wykorzystywała siostrę dla osiągnięcia własnych celów. To było okrutne. Te wszystkie słowa podszyte taką ilością jadu i nieszczerości. To aż nieprawdopodobne, aby pochodziły od jednej osoby. A jednak. Ładnie okręciła sobie skoczków wokół palca, aby zdobyć cenne informacje. Nie no, od początku czułam, że z nią jest coś mocno nie tak i wcale się nie pomyliłam w swoim osądzie. W co ten biedny Thomas się wpakował, związując się z nią na stałe... Mam nadzieję, że jednak plan Alice - jakikolwiek by nie był - wypali, a skoczkowie jej pomogą w jego realizacji.
Ej, ale ten pocałunek. Czo to miało być, hę? I czemu on do jasnej cholerki nie chciał jej wysłuchać, kiedy ona tak bardzo chciała mu coś wyjawić... I ta końcowa rozmowa. Tak, to też mnie niepokoi i sprawia, że jeszcze bardziej nie mogę doczekać się na nowy rozdział.
Czekam :*
Czyżby przyjaciółki kłóciły się o Thomasa, a samobójstwo Cathy wcale nie było samobójstwem tylko morderstwem z zimną krwią w zazdrości o chłopaka? I to Caroline była tą najbardziej zdesperowaną?
OdpowiedzUsuńweny :*
OK, nareszcie nieco ochłonęłam i mogę skomentować. Za każdym razem u Ciebie tak mam, ale ten rozdział całkiem zbił mnie z tropu.
OdpowiedzUsuńCaroline w tych retrospekcjach sprawia wrażenie tak wyrachowanej, że aż dreszcze przechodzą. W dodatku zimnej i obojętnej, co wbrew pozorom jest straszniejsze. Bo ona nie miała skrupułów.
Coraz mniej wierzę w to, że śmierć Cathy była samobójstwem. W kontekście tego, co przeczytałam mam zgoła inne podejrzenia, ale mnie samą trochę przerażają. Bo okazuje się, że przedstawiony przez ciebie świat jest bardziej brutalny, niż mi sie wydawało.
Czekam niecierpliwie na nastepny i gorąco pozdrawiam :*
Ah, przyznaję, że mi taką szpilę - ba, gwoździa - zasadziłaś tym rozdziałem, że nie mogłam przestać myśleć o tym wszystkim i się zastanawiać o co tu chodzi. Planowałam skupić się w komentarzu na tym, jak niesamowicie zmieniła się Allie, o Thomasie, który z jednej strony wydaje się coraz bardziej gubić i gmatwać, a z drugiej chyba dzięki Allie odnalazł jakiś dziwny spokój, czego najlepszym dowodem jest to jego wyznanie o urodzie dziewczyny, słowa, że zaczął grzebać Cathy, a przede wszystkim ten pocałunek. Nawet nie wiem jakie wielkie oczy zrobiłam, kiedy on ją pocałował. Spodziewałam się, że jeśli kiedykolwiek to nastanie, to będzie to jej krok. Nie jego. To ona jest nieprzewidywalna i w sumie odważna, on, choć przy niej nabrał ostrości charakterku, wciąż wydawał mi się zbyt ostrożny i niepewny na taki krok. A tutaj proszę.
OdpowiedzUsuńWracajmy jednak do tego, co nie daje mi spokoju, choć przyznam, że po przeczytaniu jeszcze raz praktycznie całej historii, wciąż nie ma żadnych pomysłów. Jedynie to to przeświadczenie, które miałam już wcześniej, ale odrzucałam ze względu na rozmowę obu pań - Maja to Caroline. W ostatnim fragmencie wyraźnie widzimy, że mamy do czynienia z Caroline - to jej 'siostrzyczko' - ale nie wydaje mi się, żeby zjawiła się tam tak nagle, tak niespodziewanie. Ona tam była od dawna, była tylko, że nie jako Caro, a Maja. Wcześniej odrzucałam to ze względu na zachowanie Majki, a przede wszystkim na to 'nie po drodze z twoją siostrą', ale myślę, że to może być taki myk, jak wtedy z tymi zapiskami Welliego. Po prostu ma to tak wyglądać, a w rzeczywistości Majeczka od samego początku pogrywa sobie w jakąś dziwaczną grę, którą zaczęła tamtego dnia w domu brata Cathy (czyżby Florian?). Tamto wspomnienie jawi nam Caroline jako niesamowicie przebiegłą, bezwzględną i dążącą po trupach do celu. To jak traktowała Allie, a jednocześnie jak zgrywała się na cudowną, kochającą, niezwykłą siostrzyczkę. To jak udawała troskę o dobro przyjaciółki, tak naprawdę chcąc chyba dobrać się do jej chłopaka. Caroline była zdolna do tego, żeby wpełznąć do życia Morgiego jako Maja i coś mi się zdaje, że Cathy była tego w pełni świadoma, dlatego za życia nigdy nie pozwoliła swojemu ukochanemu spotkać się z tą jędza. Tylko ciągle mnie zastanawia, czemu Cathy się zabiła. Nie jestem chyba skłonna sądzić, że nie popełniła samobójstwa, tylko zabiła ją Caro. Chociaż po tej dziewczyny powoli jestem skłonna spodziewać się wszystkiego. Łącznie z morderstwem. No własnie - morderstwo! Jakieś morderstwo niewątpliwie zostało popełnione. To za które Allie została skazana. Co jeśli, to właśnie Cathy je popełniła? I dlatego Allie mimo wszytko wzięła winę na siebie, ale dziewczyna nie mogła sobie z tym wszystkim poradzić i się zabiła? A może ten napis na nagrobku jest jak najbardziej prawdziwy, tylko w żaden sposób nie jest skierowany do Thomasa, ale do Caro. Może to jej chciała zrobić na złość. Choć w rzeczywistości przecież wyświadczyła jej przysługę, zostawiając całkowicie wolną drogę do Thomasa.
Ale Allie coś wie, coś ważne, co jest ukryte w tym kuferku. No tylko co? Czemu jak ona chciała mu powiedzieć, to on musiał wyskoczyć z tym pomysłem, aby jechać gdzieś w dal. No a później weszła na scenę Caro i aż się boje, co się teraz podzieje.
Tak, klucz do tej zagadki musi kryć się w tym czymś w kuferku. Tylko nie mam bladego pojęcia co to za klucz i o co w tym wszystkim chodzi. Na pewno Caroline uknuła paskudną intrygę, a później tylko pociągała za sznureczki, ale jak daleko się posunęła i czy w tym wszystkim chodziło jedynie o to, żeby zaciągnąć Thomasa przed ołtarz? Po tej istocie jestem w stanie spodziewać się wszystkiego.
Dlatego nie pozostaje mi nic innego, jak czekać na więcej i więcej, bo choć tak bliziutko do końca - nie dałoby się tego jednak jakoś wydłużyć??? - to ja mam całkowity mętlik w głowie i zero pomysłów. Chcę nowy rozdział :D
Dobra. Znowu przeczytałam cały rozdział, bo nie mogłam się oderwać i moja ciekawskość brała górę nad rozsądkiem.
OdpowiedzUsuńWiem tyle co nic.
No dobrze, mam jakąś szaloną teorię jak poskładam do kupy kilka zdań, ale czy ja wiem?
Caroline chciała wykorzystać Thomasa do zrobienia kariery modelki. Doprowadziła do śmierci Cathy w bezpośredni bądź pośredni sposób. I... Stała się Mają? W sumie jakiś sens to ma. Ta ich rozmowa, wtedy w kuchni, wydawała się jakby wyreżyserowana. I było też podkreślone, że to Thomasowi wydawało się, że one nie są świadome jego obecności. No i ten wieczór, który miał spędzić z Mają, bez Alice, a zapragnął spędzić z Alice, bez Mai. Rozmowa Allie z Caroline przez telefon, to chodź na górę, to spotkajmy się wszyscy, a wreszcie to dzielenie Thomasa na troje, bądź na czworo. Na czworo z jego punktu widzenia? Bo jeśli tak, to coś w tej mojej teorii może się zgadzać.
Tylko w takim razie nie rozumiem kompletnie zachowania Alice. Znaczy nie, rozumiem. Ale częściowo. Ta kartka... List Cathy do Thomasa, prawda? I w nim jest wszystko.
No cóż. Wiemy, że Caroline jest zwykła suką. Ale ja ciągle nie wiem jaka jest Alice... Ta moja wiara w ludzi mówi, że jest dobra, że była marionetką w rękach siostry i chyba dalej troszkę jest, choć działa jednak przeciwko niej. A z drugiej strony dalej się zastanawiam na ile ona jest prawdziwa, na ile kieruje swoim zachowaniem, kiedy widzimy tą najprawdziwszą Alice.
To jest naprawdę mistrzowskie dzieło. A Ty się pewnie nieźle uśmiejesz z tych moich wszystkich teorii, które pewnie jak zawsze niewiele mają wspólnego z prawdą.