-Sto pięćdziesiąt osób wystarczy?- wymruczała mu do ucha.
(Tak... Wymruczała, cały zespół usłyszał każde słówko.)
Nie odpowiedział.
Znowu kurde myślał o Cathy...
Nie w sensie, o który śmiało możnaby go brutalnie oskarżyć.
Miłość w tymże absurdalnym znaczeniu, wyrażającym się poprzez latanie w chmurach, przeminęła.
Zostało coś zupełnie innego...
Czuł się jak staruszek, który od najcudowniejszych lat był z jedną kobietą, przeżył z nią całe życie.
(Paradoks, bo przecież był wtedy tylko dwudziestoletnim szczeniakiem.)
Ale to była elementarna prawda o ludzkości.
Namiętność się kończy, stajemy się sobie znani do każdej kropeczki na naszym ciele.
Dotykamy się na ślepo, na pamięć.
Wiemy doskonale, który punkt zaboli, a który wzbudzi rozkosz obiektu naszych uczuć.
(Tak... Wymruczała, cały zespół usłyszał każde słówko.)
Nie odpowiedział.
Znowu kurde myślał o Cathy...
Nie w sensie, o który śmiało możnaby go brutalnie oskarżyć.
Miłość w tymże absurdalnym znaczeniu, wyrażającym się poprzez latanie w chmurach, przeminęła.
Zostało coś zupełnie innego...
Czuł się jak staruszek, który od najcudowniejszych lat był z jedną kobietą, przeżył z nią całe życie.
(Paradoks, bo przecież był wtedy tylko dwudziestoletnim szczeniakiem.)
Ale to była elementarna prawda o ludzkości.
Namiętność się kończy, stajemy się sobie znani do każdej kropeczki na naszym ciele.
Dotykamy się na ślepo, na pamięć.
Wiemy doskonale, który punkt zaboli, a który wzbudzi rozkosz obiektu naszych uczuć.
Niestety, pozostaje piętno destrukcji. Z którego zaczynamy sobie zdawać sprawę.
Wszystko przemija.
Ale jest jeszcze miłość przyjaźni.
Troska o drugą osobę, trzymanie jej ręki gdy jest chora, kochanie jej nawet wtedy gdy pojawią się zmarszczki.
Gdy piękna, młoda skóra przestaje być gładka.
Gdy mocna wyprostowana sylwetka kurczy się, a silne plecy zaczynają opierać na lasce.
Chyba żadna para, przyciągająca sobie, iż nie opuści się aż do śmierci, nie rozważa tych aspektów.
"Bądźmy piękni i młodzi...
Jedzmy na miesiąc miodowy i nigdy nie dorastajmy...".?
Wszystko przemija.
Ale jest jeszcze miłość przyjaźni.
Troska o drugą osobę, trzymanie jej ręki gdy jest chora, kochanie jej nawet wtedy gdy pojawią się zmarszczki.
Gdy piękna, młoda skóra przestaje być gładka.
Gdy mocna wyprostowana sylwetka kurczy się, a silne plecy zaczynają opierać na lasce.
Chyba żadna para, przyciągająca sobie, iż nie opuści się aż do śmierci, nie rozważa tych aspektów.
"Bądźmy piękni i młodzi...
Jedzmy na miesiąc miodowy i nigdy nie dorastajmy...".?
Nie, nie... To bzdury.
Bzdury i ułuda.
I jeżeli w ten, opiekuńczy sposób zdefiniowano by miłość to owszem...
Ciągle kochał swoją pierwszą, poważną dziewczynę...
-I salę w zamku... Słyszysz w ogóle co ja do Ciebie mówię- blondynka niemal wsadziła mu do oka, długaśny, czerwony paznokieć- kotku... Czy Ciebie w ogóle interesują nasze plany?
Nasze?
-Taaak...- westchnął- może pogadamy na osobności- dodał, widząc, że gdy Maja otworzyła usta, wszyscy skoczkowie, (nawet słuchający ostatnio tylko muzyki klasycznej Loilzl), założyli słuchawki, racząc się kawałkami ciężkiego metalu.
-Kochanie, o czym ty mówisz?- spytał, gdy zaczęli już przechadzać się w okół terenu Bergisel.
-No, o moich urodzinach- wypiszczała.
-Yyy...Przyjęcie w sali zamkowej, na urodziny... Ale po co Ci sto pięćdziesiąt osób?
-No... Sto pięćdziesiąt bez dziennikarzy- zaśmiała się.
-Słuchaj skarbie, a może trochę mniej szumu, pojedziemy gdzieś tak po ludzku, we dwoje, ja i ty, co?- spróbował desperacko- możesz wziąć parę przyjaciółek- dodał zrezygnowany, widząc co dzieje się z twarzą dziewczyny.
To właśnie była Maja.
Nigdy na niego nie wrzeszczała, nie unosiła się. Uważała, że częstotliwość kłócenia się z nim, zamęczyłaby jej wypielęgnowaną twarz.
Zawsze po prostu tupała przysłowiowo nogą i używała szeptu, tak scenicznego, iż w przeciągu dwóch kilometrów nie dało się go zagłuszyć.
Albo zamykała się w sobie, idąc do łazienki, a potem spędzając noc w pokoju gościnnym na pogaduszkach z koleżankami z branży.
A on ulegał.
Bo zawsze wyobrażał sobie, że przez jego opór stanie się coś złego.
Czegoś nie zauważy.
Znowu kogoś straci.
-Człowieku- parsknęła- jesteśmy młodzi, piękni i bogaci, a ty chcesz uciekać przed kamerami i chować na jakiejś bezludnej wyspie? Na Karaiby możemy jechać w Boże Narodzenie.
-Wtedy...Przecież to święta. Najpiękniejszy dzień w roku...
-Kurde, chyba nie myślisz, że zniosę drugą z rzędu wigilię z twoimi rodzicami, rodzeństwem i całą resztą tej szopki. Tłuczące, obsmarowane masłem ciastka z glutaminianem sodu, plamiący obrus barszczyk, a na deser piosenki ludowe, od których głowa boli. I jeszcze twój, cholerny siostrzeniec kruszący na moją suknię. Kto pilnuje takie bachory?
A poza tym, wiesz...- zamrugała wyzywająco oczami.
-Nie, nie wiem- odparł z miną zadręczonego ciężkim dniem szkolnym dziecka.
-Nigdy o mnie nie myślisz- stuknęła obcasem o wybrukowaną dróżkę między boksami zawodników- Jezu, jaki tu syf, sprząta ktoś tą ruderę?
Chłopak znów spojrzał w niebo.
Czemu ona ciągle jedzie po jego bliskich i po Bergisel?
Bergisel, która była najkochańszą z jego sióstr.
Na której odnosił pierwsze sukcesy.
Na której wypił pierwszy kieliszek szampana.
Na której oszołomiony, stał się zupełnie niechcący obiektem uwielbienia nastolatek.
I właśnie w Insbrücku zobaczył Catherine po jednym z treningów.
Tu całował ją po raz pierwszy, tu spytał ją czy z nim zamieszka.
Wszystko zupełnie prosto, nieromantycznie i bez szczególnych okoliczności. Nie uratował jej przed wypadkiem czy brutalnymi bamdytami, nie podarował swojej kurtki na padającym ulewnie deszczu.
Po prostu podszedł do niej gdy dopingowała brata, poszli na kawę, chwilę się kumplowali, a potem zaiskrzyło.
Banalnie, banalnie i życiowo.
Żadne Paryże i Wenecje...
I jeżeli w ten, opiekuńczy sposób zdefiniowano by miłość to owszem...
Ciągle kochał swoją pierwszą, poważną dziewczynę...
-I salę w zamku... Słyszysz w ogóle co ja do Ciebie mówię- blondynka niemal wsadziła mu do oka, długaśny, czerwony paznokieć- kotku... Czy Ciebie w ogóle interesują nasze plany?
Nasze?
-Taaak...- westchnął- może pogadamy na osobności- dodał, widząc, że gdy Maja otworzyła usta, wszyscy skoczkowie, (nawet słuchający ostatnio tylko muzyki klasycznej Loilzl), założyli słuchawki, racząc się kawałkami ciężkiego metalu.
-Kochanie, o czym ty mówisz?- spytał, gdy zaczęli już przechadzać się w okół terenu Bergisel.
-No, o moich urodzinach- wypiszczała.
-Yyy...Przyjęcie w sali zamkowej, na urodziny... Ale po co Ci sto pięćdziesiąt osób?
-No... Sto pięćdziesiąt bez dziennikarzy- zaśmiała się.
-Słuchaj skarbie, a może trochę mniej szumu, pojedziemy gdzieś tak po ludzku, we dwoje, ja i ty, co?- spróbował desperacko- możesz wziąć parę przyjaciółek- dodał zrezygnowany, widząc co dzieje się z twarzą dziewczyny.
To właśnie była Maja.
Nigdy na niego nie wrzeszczała, nie unosiła się. Uważała, że częstotliwość kłócenia się z nim, zamęczyłaby jej wypielęgnowaną twarz.
Zawsze po prostu tupała przysłowiowo nogą i używała szeptu, tak scenicznego, iż w przeciągu dwóch kilometrów nie dało się go zagłuszyć.
Albo zamykała się w sobie, idąc do łazienki, a potem spędzając noc w pokoju gościnnym na pogaduszkach z koleżankami z branży.
A on ulegał.
Bo zawsze wyobrażał sobie, że przez jego opór stanie się coś złego.
Czegoś nie zauważy.
Znowu kogoś straci.
-Człowieku- parsknęła- jesteśmy młodzi, piękni i bogaci, a ty chcesz uciekać przed kamerami i chować na jakiejś bezludnej wyspie? Na Karaiby możemy jechać w Boże Narodzenie.
-Wtedy...Przecież to święta. Najpiękniejszy dzień w roku...
-Kurde, chyba nie myślisz, że zniosę drugą z rzędu wigilię z twoimi rodzicami, rodzeństwem i całą resztą tej szopki. Tłuczące, obsmarowane masłem ciastka z glutaminianem sodu, plamiący obrus barszczyk, a na deser piosenki ludowe, od których głowa boli. I jeszcze twój, cholerny siostrzeniec kruszący na moją suknię. Kto pilnuje takie bachory?
A poza tym, wiesz...- zamrugała wyzywająco oczami.
-Nie, nie wiem- odparł z miną zadręczonego ciężkim dniem szkolnym dziecka.
-Nigdy o mnie nie myślisz- stuknęła obcasem o wybrukowaną dróżkę między boksami zawodników- Jezu, jaki tu syf, sprząta ktoś tą ruderę?
Chłopak znów spojrzał w niebo.
Czemu ona ciągle jedzie po jego bliskich i po Bergisel?
Bergisel, która była najkochańszą z jego sióstr.
Na której odnosił pierwsze sukcesy.
Na której wypił pierwszy kieliszek szampana.
Na której oszołomiony, stał się zupełnie niechcący obiektem uwielbienia nastolatek.
I właśnie w Insbrücku zobaczył Catherine po jednym z treningów.
Tu całował ją po raz pierwszy, tu spytał ją czy z nim zamieszka.
Wszystko zupełnie prosto, nieromantycznie i bez szczególnych okoliczności. Nie uratował jej przed wypadkiem czy brutalnymi bamdytami, nie podarował swojej kurtki na padającym ulewnie deszczu.
Po prostu podszedł do niej gdy dopingowała brata, poszli na kawę, chwilę się kumplowali, a potem zaiskrzyło.
Banalnie, banalnie i życiowo.
Żadne Paryże i Wenecje...
-Masz mi się oświadczyć!- ta deklaracja ponownie zamknęła przed nim brutalnie drzwi do krainy snów- po to marzy mi się ten zamek.
Przykucnął na ziemi, kompletnie nie wiedząc co ma sądzić o zdaniu, które właśnie usłyszał.
-Maja... Przecież my jesteśmy zaręczeni od trzech miesięcy- wydukał.
-Ok, ok, ale jeszcze nikt o tym nie wie. Chcę gratulacji, toastów, pytań dziewczyn w studiu, artykułów w prasie. Znowu nie kojarzysz...
-Przepraszam- spuścił oczy- zamyśliłem się.
-Znowu o tej lali, która nie miała siły, żeby żyć... Kurde, dumaj o niej do ukichanej śmierci, ja Ci nie zabraniam. Ale koduj przynajmniej to co do Ciebie mówię, zgoda?
Jego gest był na "tak".
Zbyt szanował kobiety, żeby wyrzucić z siebie to co cisnęło mu się na usta.
Przykucnął na ziemi, kompletnie nie wiedząc co ma sądzić o zdaniu, które właśnie usłyszał.
-Maja... Przecież my jesteśmy zaręczeni od trzech miesięcy- wydukał.
-Ok, ok, ale jeszcze nikt o tym nie wie. Chcę gratulacji, toastów, pytań dziewczyn w studiu, artykułów w prasie. Znowu nie kojarzysz...
-Przepraszam- spuścił oczy- zamyśliłem się.
-Znowu o tej lali, która nie miała siły, żeby żyć... Kurde, dumaj o niej do ukichanej śmierci, ja Ci nie zabraniam. Ale koduj przynajmniej to co do Ciebie mówię, zgoda?
Jego gest był na "tak".
Zbyt szanował kobiety, żeby wyrzucić z siebie to co cisnęło mu się na usta.
Wrócił do boksu.
Chłopcy siedzieli w milczeniu, każdy ze swoją parą słuchawek na uszach i patrzyli na niego z tradycyjną już dezaprobatą.
-Boże, już?- jęknął Manu- zapłacę cały swój majątek zespołowi, który napisze muzykę skutecznie zagłuszającą ten skowyt.
-Co ty w niej widzisz?- zadał z zabójczą precyzją pytanie Michi.
Zacisnął usta.
-Wiecie... Albo ja nie wiem- uzupełnił.
Bo co? Mógł znowu zacząć nawijać, że tak bardzo mu pomogła. Że zamiast marudzić i zdziwaczeć ciągle był aktywny, skakał i odnosił sukcesy. Że czasem gdy miała dobry humor, mógł się jej zwierzyć, licząc na wysłuchanie. Że gadała na temat swojego nowego makijażu, czy koloru koronki w sukience, zabierając mu sprzed oczu jego prywatny świat, strach i obawy.
To wszystko była prawda, szczera i czysta.
Ale była też druga strona medalu.
-Kurcze, wiem, że wszyscy jej nie znoszą...
-Nie wszyscy. Ci, którym na tobie zależy. Którzy chcą twojego szczęścia.
-W pewnym sensie ją kocham- wyjął z lodówki Red Bulla i łapczywie wlał sobie zawartość puszki do ust- ją też. To się nie wyklucza, serio.
-Są też plusy- uzupełnił pocieszająco Kofler- dostałem psa, nie musząc specjalnie jechać po niego do schroniska i nie wypełniając żadnych druczków.
-Mogę go odwiedzić...
-Nie no, wpadaj. Tylko wiesz jaka była umowa, wezmę go z dobroci serca, ale już nie oddam. Załatwiaj sobie nowego...
-Jasne...- umilkł na chwilę, to nie Kofi i zwierzęta były tym o czym chciał teraz mówić- czemu Cathy oddała serce jakiejś lasce? Czemu to stało się bez mojej wiedzy, nic na ten temat nigdy nie mówiła. Skąd taka zachcianka...
-Wymyśliła to przecież jako siedmiolatka. Rodzice chodzili do pracy, siedzieliśmy całe dnie sami. Kiedyś przewijała kanały telewizyjne i natrafiła na jakiś paskudny horror. Nie mogła potem spać i cholernie bała się śmierci.
-Ona często leżała bezsennie. Nawet gdy wszystko układało się nam świetnie i w dzień miała genialny humor. Mówiła, że to problemy hormonalne...
-Problemy? Dokładnie nie wiem, ale środki uspokajające łykała od maleńkości. Potem odłożyła, jak się poznaliście. Mówiła, że żadnego lęku już nie ma...Że nic jej nie dusi w środku.
-Każdego czasem dusi- wtrącił się pocieszająco Haybock.
-Wiem. Ale, miałeś skończyć o jej sercu.
-Nie wiem jak przeczytała o tych, całych przeszczepach. Ale kiedyś, kilka lat później, jak kopałem piłkę z kolegami przed domem, to przyszła z takim rozanielonym wyrazem twarzy. Opowiedziała mi, dziecinnym językiem, że jak ktoś nie żyje to może dać swoje serduszko, komuś kto nie ma własnego i ono dalej bije, a przecież jest najważniejszym elementem człowieka. Pamiętam to podniecenie w jej głosie, piszczała, że serce to dusza, że ona pożyje sto lat, a potem da swoje jakiemuś choremu dziecku i w sumie będzie pod dwieście. A ponadto podobno ludzie po przeszczepach, przyjmują jakieś cechy charakteru od dawcy. Moja mała, słodka, naiwna siostrzyczka... Chciała żeby świat ją doceniał, a ciągle wydawała się sobie taka beznadziejnie niedoskonała.
-Czemu ja tego nie wiem...- ukrył głowę w ramionach, poczym nagle uniósł ją z przerażającą gwałtownością- zaraz... To z tymi cechami to prawda.
-Lekarzem to ja nigdy nie będę, ale... Coś w tym chyba i jest, jakieś połączenie w głębi mózgu. Kto z nas nie chciałby poznać osoby, która tak czy siak uratowała nam życie. Dowiedzieć się jaka była, co kochała, na czym jej zależało...
-Chwilkę... Ta dziewczyna żyje, gdzieś jest... A gdybym ją znalazł?
-Morgi, ale po co?
-Żeby z nią porozmawiać! Zobaczyć gdzie jest, czym się zajmuje. Może patrzeć uważniej. Jest szansa, że wreszcie coś pojmę.
Chcąc się przewietrzyć wybiegł z boksu, porywając ze sobą kolejny napój izotoniczny i łapczywie wlewaląc go sobie do ust.
Delikatny powiew wiatru, spowodowany przez zamykające się drzwi, zmieszał się z intensywnym, męskim zapachem powoli słabnąc.
Zanim znikł zupełnie mógł się rozkoszować błogą ciszą, przepełniającą szatnie.
Chłopcy z AustriaTeam, nie byli może jak Niemcy czy Polacy przyjaciółmi na dobre i na złe.
Nie chodzili wszyscy razem na imprezy czy mecze piłkarskie.
Nie zwierzali się sobie z najintymniejszych sekretów. Poza skocznią, każdy miał własne, niemal zupełnie różne środowisko.
Czasem tylko po zgrupowaniu jechali się wspólnie powygłupiać, lub zjeść pizzę
Jednak nie byli też wyrafinowani i okrutni.
Umieli współczuć.
No, a przede wszystkim, cóż... Mieli oczy i potrafili użyć ich do patrzenia.
Teraz wszyscy desperacko rozważali co takiego wymyśliła gwiazda ich zespołu.
-Czyli ślubu nie będzie- ucieszył się odkrywczo Kofi- ale pies jest mój.
-Jedno nie ma nic do drugiego, tu będzie robił swoje, a tam będzie niteczką w około czerwonego paznokcia pani modelki.
-Kurcze, są miłe modelki na tym świecie. A on się zabrał za kawał farbki.
-Może właśnie dlatego? Ona go nie porani. Jest pusta w środku, nie ma serca.
-Podsumowując- zamyślił się Michi- niech znajdzie tą panienkę. Boże Kofler nie śmiej się, ja tu niczego nie węszę. Nieistotne, jaka ona jest. Istotne, że szukając jej będzie musiał się zastanowić nad wydarzeniami, które w sumie przeżywał kompletnie nieświadomie. I zobaczy jak jego Majeczka wyczytała wszystko w jakimś brukowcu, po czym perfidnie rzuciła mu się na szyję z prędkością światła.
-Ja nawet nie ujrzałem momentu, w którym się zmaterializowała- dodał Loilz.
-Wykluła się może z jaja- Andreas zapragnął podać światu kolejną teorię.
-Niezależnie od wszystkiego, chyba zarówno patrząc na bezinteresowną chęć wsparcia, jak i na nasze egoistyczne cele, tej baby trzeba się pozbyć.
-Właśnie- potwierdził Diethart- jeżeli jeszcze raz przylezie nam na skocznie to skończę karierę, są jakieś granice.
-Ostatnio weszła do boksu, jak ściągałem akurat koszulkę- poskarżył się zawstydzony Kraft.
-Napewno miała cudowny widok, który bardzo ją zaskoczył. Ale problem nie leży w twojej fizjonomii... Niektórzy mają szczęście do cudownych istotek, niczym z jakiejś krainy elfów. Inni do zwyczajnych, szarych kobietek. Natomiast Thomas... Przepraszam stary, ale jakoś go ciągnie i pcha do wariatek jednocześnie.
-Czyli sugerujesz, że z tą laską od serca Catherine może być coś nie tak.
-A kto ją może wiedzieć. Może Maja to przy niej pudelek kanapowy?
Chłopcy siedzieli w milczeniu, każdy ze swoją parą słuchawek na uszach i patrzyli na niego z tradycyjną już dezaprobatą.
-Boże, już?- jęknął Manu- zapłacę cały swój majątek zespołowi, który napisze muzykę skutecznie zagłuszającą ten skowyt.
-Co ty w niej widzisz?- zadał z zabójczą precyzją pytanie Michi.
Zacisnął usta.
-Wiecie... Albo ja nie wiem- uzupełnił.
Bo co? Mógł znowu zacząć nawijać, że tak bardzo mu pomogła. Że zamiast marudzić i zdziwaczeć ciągle był aktywny, skakał i odnosił sukcesy. Że czasem gdy miała dobry humor, mógł się jej zwierzyć, licząc na wysłuchanie. Że gadała na temat swojego nowego makijażu, czy koloru koronki w sukience, zabierając mu sprzed oczu jego prywatny świat, strach i obawy.
To wszystko była prawda, szczera i czysta.
Ale była też druga strona medalu.
-Kurcze, wiem, że wszyscy jej nie znoszą...
-Nie wszyscy. Ci, którym na tobie zależy. Którzy chcą twojego szczęścia.
-W pewnym sensie ją kocham- wyjął z lodówki Red Bulla i łapczywie wlał sobie zawartość puszki do ust- ją też. To się nie wyklucza, serio.
-Są też plusy- uzupełnił pocieszająco Kofler- dostałem psa, nie musząc specjalnie jechać po niego do schroniska i nie wypełniając żadnych druczków.
-Mogę go odwiedzić...
-Nie no, wpadaj. Tylko wiesz jaka była umowa, wezmę go z dobroci serca, ale już nie oddam. Załatwiaj sobie nowego...
-Jasne...- umilkł na chwilę, to nie Kofi i zwierzęta były tym o czym chciał teraz mówić- czemu Cathy oddała serce jakiejś lasce? Czemu to stało się bez mojej wiedzy, nic na ten temat nigdy nie mówiła. Skąd taka zachcianka...
-Wymyśliła to przecież jako siedmiolatka. Rodzice chodzili do pracy, siedzieliśmy całe dnie sami. Kiedyś przewijała kanały telewizyjne i natrafiła na jakiś paskudny horror. Nie mogła potem spać i cholernie bała się śmierci.
-Ona często leżała bezsennie. Nawet gdy wszystko układało się nam świetnie i w dzień miała genialny humor. Mówiła, że to problemy hormonalne...
-Problemy? Dokładnie nie wiem, ale środki uspokajające łykała od maleńkości. Potem odłożyła, jak się poznaliście. Mówiła, że żadnego lęku już nie ma...Że nic jej nie dusi w środku.
-Każdego czasem dusi- wtrącił się pocieszająco Haybock.
-Wiem. Ale, miałeś skończyć o jej sercu.
-Nie wiem jak przeczytała o tych, całych przeszczepach. Ale kiedyś, kilka lat później, jak kopałem piłkę z kolegami przed domem, to przyszła z takim rozanielonym wyrazem twarzy. Opowiedziała mi, dziecinnym językiem, że jak ktoś nie żyje to może dać swoje serduszko, komuś kto nie ma własnego i ono dalej bije, a przecież jest najważniejszym elementem człowieka. Pamiętam to podniecenie w jej głosie, piszczała, że serce to dusza, że ona pożyje sto lat, a potem da swoje jakiemuś choremu dziecku i w sumie będzie pod dwieście. A ponadto podobno ludzie po przeszczepach, przyjmują jakieś cechy charakteru od dawcy. Moja mała, słodka, naiwna siostrzyczka... Chciała żeby świat ją doceniał, a ciągle wydawała się sobie taka beznadziejnie niedoskonała.
-Czemu ja tego nie wiem...- ukrył głowę w ramionach, poczym nagle uniósł ją z przerażającą gwałtownością- zaraz... To z tymi cechami to prawda.
-Lekarzem to ja nigdy nie będę, ale... Coś w tym chyba i jest, jakieś połączenie w głębi mózgu. Kto z nas nie chciałby poznać osoby, która tak czy siak uratowała nam życie. Dowiedzieć się jaka była, co kochała, na czym jej zależało...
-Chwilkę... Ta dziewczyna żyje, gdzieś jest... A gdybym ją znalazł?
-Morgi, ale po co?
-Żeby z nią porozmawiać! Zobaczyć gdzie jest, czym się zajmuje. Może patrzeć uważniej. Jest szansa, że wreszcie coś pojmę.
Chcąc się przewietrzyć wybiegł z boksu, porywając ze sobą kolejny napój izotoniczny i łapczywie wlewaląc go sobie do ust.
Delikatny powiew wiatru, spowodowany przez zamykające się drzwi, zmieszał się z intensywnym, męskim zapachem powoli słabnąc.
Zanim znikł zupełnie mógł się rozkoszować błogą ciszą, przepełniającą szatnie.
Chłopcy z AustriaTeam, nie byli może jak Niemcy czy Polacy przyjaciółmi na dobre i na złe.
Nie chodzili wszyscy razem na imprezy czy mecze piłkarskie.
Nie zwierzali się sobie z najintymniejszych sekretów. Poza skocznią, każdy miał własne, niemal zupełnie różne środowisko.
Czasem tylko po zgrupowaniu jechali się wspólnie powygłupiać, lub zjeść pizzę
Jednak nie byli też wyrafinowani i okrutni.
Umieli współczuć.
No, a przede wszystkim, cóż... Mieli oczy i potrafili użyć ich do patrzenia.
Teraz wszyscy desperacko rozważali co takiego wymyśliła gwiazda ich zespołu.
-Czyli ślubu nie będzie- ucieszył się odkrywczo Kofi- ale pies jest mój.
-Jedno nie ma nic do drugiego, tu będzie robił swoje, a tam będzie niteczką w około czerwonego paznokcia pani modelki.
-Kurcze, są miłe modelki na tym świecie. A on się zabrał za kawał farbki.
-Może właśnie dlatego? Ona go nie porani. Jest pusta w środku, nie ma serca.
-Podsumowując- zamyślił się Michi- niech znajdzie tą panienkę. Boże Kofler nie śmiej się, ja tu niczego nie węszę. Nieistotne, jaka ona jest. Istotne, że szukając jej będzie musiał się zastanowić nad wydarzeniami, które w sumie przeżywał kompletnie nieświadomie. I zobaczy jak jego Majeczka wyczytała wszystko w jakimś brukowcu, po czym perfidnie rzuciła mu się na szyję z prędkością światła.
-Ja nawet nie ujrzałem momentu, w którym się zmaterializowała- dodał Loilz.
-Wykluła się może z jaja- Andreas zapragnął podać światu kolejną teorię.
-Niezależnie od wszystkiego, chyba zarówno patrząc na bezinteresowną chęć wsparcia, jak i na nasze egoistyczne cele, tej baby trzeba się pozbyć.
-Właśnie- potwierdził Diethart- jeżeli jeszcze raz przylezie nam na skocznie to skończę karierę, są jakieś granice.
-Ostatnio weszła do boksu, jak ściągałem akurat koszulkę- poskarżył się zawstydzony Kraft.
-Napewno miała cudowny widok, który bardzo ją zaskoczył. Ale problem nie leży w twojej fizjonomii... Niektórzy mają szczęście do cudownych istotek, niczym z jakiejś krainy elfów. Inni do zwyczajnych, szarych kobietek. Natomiast Thomas... Przepraszam stary, ale jakoś go ciągnie i pcha do wariatek jednocześnie.
-Czyli sugerujesz, że z tą laską od serca Catherine może być coś nie tak.
-A kto ją może wiedzieć. Może Maja to przy niej pudelek kanapowy?
Nie rozsypuj domków z kart...
Są takie nietrwałe.
Samozapalne.
Są takie nietrwałe.
Samozapalne.
Przesączone na wylot materiałem wybuchowym...
_______________________________________________________________
Wiecie? To nie jest opowiadanie o miłości.
Żadna nie wybuchnie i wybuchnąć nie planuje.
Buziaki:*
Jejku.
OdpowiedzUsuńPo pierwsze muszę Cię tak strasznie przeprosić, że nie zawsze komentuję, tutaj i na Maćku, ale wiedz, że zawsze czytam, zawsze, tylko na napisanie czegoś już po prostu nie starcza mi czasu.
Dwa miesiące i wszystko się zmieni, słowo.
Po drugie mówisz, że to nie jest opowiadanie o miłości i wiesz co?
To bardzo dobrze. Ba, cholernie dobrze. Nie zniosłabym gdyby Thomas znów się zakochał, nieważne jak wspaniała była ta dziewczyna. Miłoscią jego życia była Cathy, miłością jego życia jest i zawsze będzie Cathy i nic tego nie zmieni. Nawet śmierć.
Po trzecie Maja to najbardziej wkurwiająca istota o jakiej zdarzyło mi się czytać i gratuluję Ci, nikt mi jeszcze tak nie podnosił ciśnienia jak ona.
Po czwarte pierwszy raz jestem zachwycona Austria Teamem. W sumie ... nie mam nic do tych chłopaków, może Gwiazdorek działa mi na nerwy, ale tak ogółem? Przedstawiłaś ich w piękny sposób, piękny, bo nie przesłodzony, wyolbrzymiony i przesadzony, tylko tak bardzo realistycznie. Ich relacje są dokładnie takie jak je sobie wyobrażam. Zrobiłaś to doskonale.
Po piąte wciąż wyciskasz mi oczy z łez, jak czytam o tym, że Cathy oddała swoje serce obcej (obcej, prawda?) dziewczynie, by tamta mogła żyć. Nie wiem czy to jeszcze heroizm czy już kompleks Supermana, ale przemawia to do mnie całkowicie.
Po szóste jednak sprawia to, że chce mi się jeszcze bardziej płakać nad Morgim, bo to co on teraz robi ze swoim życiem uczuciowym to jest jedna wielka masakra, a mówisz, że będzie jeszcze gorzej?
Po siódme kocham Cię, geniuszu i czekam na więcej.
,,wciąż wyciskasz mi oczy z łez" - Boże, jaka ja jestem głupia.
OdpowiedzUsuńOczywiście miało być wciąż wyciskasz mi łzy z oczu ;p
Nie no, oczy z łez też może można.
UsuńTo słowo "czerwiec" to pod każdym względem chyba teraz najpiękniejszy wyraz z możliwych;)
Aż się człowiek uśmiecha...
Ja też w sumie nic do nich nie mam, swojego czasu wielbiłam Gwiazdkę miłością absolutną a teraz ich po prostu szanuję. A Morgiego podziwiam, za ten charakter. Nic, tylko przykład brać.
Nie chciałam wyolbrzymiać ich relacji i robić z nich najlepszych przyjaciół, bo o ile uważam, że do Pieszczoszka i spółki pasuje to idealnie, to do nich właśnie wcale.
Ściskam Cię Skarbie i wiesz.
Trzymaj się tam z tym całym cholerstwem;)
Czy ja dobrze myślę, że to Alice dostała serce Cathy? Nie wiem, czemu, ale jakoś tak myślę, że tak właśnie jest, że to ją będzie szukał Thomas i może... może coś między nimi zaiskrzy? Nie umiem w inny sposób połączyć losów tych 3 dziewczyn.
OdpowiedzUsuńA Maja? Ja mam taką straszną słabość do tego imienia, jest takie śliczne i teraz nie wiem czy mam ją lubić, czy nie. Rozum mi każe lubię no bo to imię, ale jakoś tak nie bardzo mi charakterem podpasowała. Taka materialistka z niej. Weś ją zostaw Thomas, bo długa przy niej nie pociągniesz :P
weny :*
Nie pociągnie:P
UsuńWiesz... Wbrew pozorom to wcale nie jest najgorsze. Kobiety mogą załatwić faceta na amen. Zresztą z wzajemnością, ale w przeciwną stronę, akurat nie pod tym adresem:p
Co do zaiskrzenia... Hm, jak mówiłam tu będzie dużo dość dziwnej psychologii, więc dość specyficzna relacja/e mogą się wytworzyć.
Ale żadnej miłości nie będzie.
Ściskam Cię Skarbie:*
Zaczniemy od tego, że biedny Morgi :( Chociaż w sumie krzywdzi siebie na własne życzenie. Po jaką cholerę pakował się w związek z Mają?!
OdpowiedzUsuńTak, Maja jest strasznie wkurzająca. Okropna i zakochana w sobie małpa. Urodziny ze 150 osobami zamiast z Thomasem?! No jakaś walnięta. I wszędzie tylko łapie sławę czynami.
Więc tu muszę się zgodzić z którymś z chłopców mówiących, że trzeba się pozbyć tej wrednej baby.
Ale Kofi to niewychowany! Chłopak cierpi, a ten mu psa chce za wszelką cenę zabrać! Cały czas tylko o psie. Ja rozumiem, że może jest samotny albo coś, ale to było egoistyczne.
Michi jaki inteligentny. I zawstydzony Kraft! Jeju urocze. Andreas i jego teorie. Pff...
Rozdział cudowny!
Dziękuję Ci bardzo<3
UsuńWiesz co... Oni wszyscy myślą w sposób trochę egoistyczny, chcą się pozbyć Majki, trochę owszem dlatego, że dręczy Morgiego. Ale głównie dlatego, że wiadomo, chcąc niechcąc oni sami muszą spędzać z nią czas. I w sumie to zrozumiałe.
A Kofi bardziej żartował z tym psem, żeby rozluźnić atmosferę.
Buziaki:*
Od razu na wstępie przepraszam Cię kochana, że ostatniego cudnego rozdziału nie skomentowałam, ale jakoś tak nie mogłam tego zrobić. Kiedy brałam się za napisanie, to nie wiedziałam co mam napisać. Za dużo tam było emocji, przemyśleń i postanowiłam zachować je dla siebie. Nie o wszystkim powinno się mówić.
OdpowiedzUsuńTeraz natomiast przyrzekłam sobie, że skomentuję, bo wiem, jaką to daje motywację. I przede wszystkim przeraża mnie Maja. Thomas postąpił bardzo "pospolicie". Związanie się z kimś pustym, nie wymagającym większych pokładów uczuć, które mogłyby przypominać o tamtym, najważniejszym uczuciu, to jak się wtedy wydaje idealny sposób na rozpoczęcie nowego życia, odcięcie się od przeszłości. Tylko w rzeczywistości przynosi jeszcze więcej cierpienia. A w tym wypadku dochodzi do tego wszechobecny sekret. Nie trudno mi się domyślić, kto okaże się tą dziewczyną z sercem Cathy...
Sama Cathy trochę mnie fascynuje. Z jednej strony jawi się jako anioł, przynajmniej dla Thomasa, ale też potrafiła pokazać różki. Jeśli Morgenstern rzeczywiście ma tendencję do wplątywania się w nieciekawe związki, to boję się co będzie.
Miłości się nie spodziewałam. Za dużo to gierek, grozy i cierpienia. I dlatego jeszcze bardziej przyciąga mnie to opowiadanie, przez swoją "inność", oryginalność. Nigdy nie zrozumiem, jak można pisać takie nietypowe rzeczy i to w tak dobry sposób. Geniuszu ;)
Pozdrawiam cieplutko :)
Dziękuję Ci Kochana<3
UsuńPewnych emocji faktycznie nie należy pokazywać światu, a tym bardziej tych negatywnych, które myślę poprzedni rozdział mógł wywołać.
Bo taka ta historia będzie- psychologiczna.
Bez ogromnych, romantycznych uniesień i podobnych spraw.
Bardziej prosto i życiowo.
I właśnie o błedach, wynikających z postępowania jak to trafnie ujęłaś "pospolitego", z ciągłej ucieczki.
Pozdrawiam:*
Ta historia z rozdziału na rozdział jest coraz bardziej cudowna! Aż się boję jak to wszystko będzie wyglądało na końcu!
OdpowiedzUsuńCały czas się zastanawiałam nad motywami, które trzymają Morgiego przy Majce, ale takiego czegoś bym się nie spodziewała... Biedny Thomas po prostu szukał sposobu na odcięcie się od przeszłości, a związanie się z kimś kto nie wymaga od niego miłości było dla niego idealnym rozwiązaniem...
Ale mimo wszystko nie wiem skąd on czerpie cierpliwość do tej kobiety. Okropna baba.
Podoba mi się sposób w jaki przedstawiasz tu Austriaków. Taki ludzki, zwyczajny sposób. Każdy ma swoje życie, a jednak potrafią wesprzeć siebie nawzajem kiedy trzeba.
Przepraszam Cię bardzo, ale to będzie na tyle z mojego komentarza. Znów uruchomiły się we mnie jakieś blokady, które nie pozwalają mi napisać porządnego komentarza, a bardzo nie chciałabym zhańbić tego cudownego rozdziału swoją nieporadnością :P
Kocham <3 :*
PS Próbuję się przed tym powstrzymać, ale nie mogę:
Zawstydzony Kraft <333333333333
Dziękuję Skarbie<3
UsuńCieszę się, że Słońce się podoba.
Związek z kimś, kto niewymaga uczuć, więcej... Z kimś kto niszczy te uczucia jest może sposobem na zapomnienie, ale kiepskim- jak chyba i każdy inny.
No ale Morgi jak wiesz jest dzielny, więc przestanie uciekać.
Krotki komentarz też dobry, liczy się, że jest;)
A co do Krafta, poco się powstrzymywać:p
Trzymaj się<3
Przepraszam, skarbie. Wiesz, że mam ogromnę zaległości, ale Twoje dzieła mają pierwszeństwo, więc zaczęłam od tego i nie jestem pewna czy dzisiaj coś jeszcze przeczytam, bo trudno mi się teraz skupić, a poza tym nie chcę zacierać sobie wrażeń po przeczytaniu tego.
OdpowiedzUsuńWiesz, Stelluś, Ty po tej przerwie wróciłaś jeszcze silniejsza i jeszcze bardziej genialna. Nie sądziłam, że to możliwe, ale teraz już wiem, że tak.
I ja Cię uwielbiam w każdym wydaniu, chyba zdajesz już sobie z tego sprawę i muszę Ci jeszcze powiedzieć, że w momencie kiedy dodajesz coś nowego to to idealnie trafia w mój nastrój.
Bo teraz właśnie potrzebowałam tej odrobiny refleksji, której nie znajdę nigdzie indziej, tego świata, który tu malujesz w najpiękniejszy z możliwych sposobów. Cała Ty, którą tak bardzo kocham.
I tak bardzo Ci dziękuję, że jesteś, że piszesz i publikujesz i że nie skończyłaś na Paryżu.
Ten obraz Austriaków tutaj... tacy normalni, zwykli ludzie. Nie herosi, tylko ludzie tacy jak my, powiązani przez wspólną pasję, a jednak czuć między nimi ten dystans, który wkrada się w ich relacje.
I Thomas. Jak wiesz, moja pierwsza skoczna miłość i chyba największy sentyment w chwili obecnej.I to jakim go tu stworzyłaś, to tak idealnie do niego pasuje. Nikt inny nie wszedłby w tą rolę tak przekonująco jak on. Trochę zagubiony chłopiec, który nie w pełni rozumie co się dzieje w jego życiu, a z drugiej strony trzeźwo na to życie patrzący i doskonale zdający sobie sprawę ze swoich wyborów.
Refleksyjność, refleksyjność i jeszcze raz refleksyjność. Świat w dużej mierze wewnętrzny, okraszony Twoim cudownym stylem i rozwijającym się warsztatem.
Tak bardzo Cię kocham, mój geniuszu, wiesz?
Ty doskonale wiesz jak mnie wzruszają twoje komentarze, ale chyba będę to w kółko Ci musiała powtarzać.
UsuńNie wiem czy to jest siła czy właśnie słabość. Ale pewne jest tyle, że dziś nie napisałabym już Paryża...
Właśnie też uważam, że nikt go w tej roli nie jest w stanie zastąpić, jeszcze po ostatnim sezonie.
Kocham Cię, wiesz:*
Zaskoczyłaś mnie tym dopiskiem - że nie planujesz miłości. W pierwszej chwili było takie lekkie zdziwienie, ale potem pomyślałam sobie, że chyba to lepiej. Bo Thomas ma wybitne 'szczęście' do tych dziewczyn. Cathy była zupełnie inna niż Maja, a jednak obie mu na dłuższą metę raczej szczęścia nie przyniosły. Maja - wiadomo, a Cathy - no cóż - samobójstwo raczej jej faceta nie uszczęśliwiło.
OdpowiedzUsuńMówisz, że mogą być skomplikowane relacje z kobietami. No tak. Pewnie będzie szukał, próbował. Przecież rzadko trafia się miłość od pierwszego wejrzenia i nie każdy związek opiera się na miłości. Patrz: powyższy rozdział. Chociaż dla mnie to jest to w ogóle jakiś pseudozwiązek. Nie wiem na czym się ta relacja opiera.
A tak w ogóle wiesz, że ja na początku myślałam, że ona im wesele planuje? No patrz, a to tylko urodzinki. Co za baba.
A, no i czekam na uzupełnienie 'Uciekinierów'.
buźka, słońce :**
No i skarbie, przypomniałaś mi o bardzo elementarnej sprawie, iż na żadnym moim blogu nie ma uzupełnionego spisu bohaterów. W sumie powinnam to zrobić w ferie, ale przez sklerozę i piękno Soczi. Obiecuję się poprawić jak mi tylko szkoła pozwoli.
UsuńTak to jest, w Piątek piszę rozdział, w sobotę dodaję i komentuję wasze, a potem kolejny tydzień przerwy-.-
Nie będzie tu miłości w stylu oddania, wielkiego uczucia, przysiąg, romantycznych wieczorków itp.
A wesele. Tylko na 150 osób? No nie z tą panienką, przykro mi...
Buziaki i Dziękuję <3
Świetny rozdział! Po raz kolejny i kolejny. Serio, zaraz popadnę w kompleksy, bo świetne rozdziały są rzadkością, o ile w ogóle występują, a ty tutaj nam przedstawiasz rozdziały, który następny wcale nie odstępuje stylem od swojego poprzednika, a jeżeli już to tylko pnie się w górę.
OdpowiedzUsuńNie lubię Majki. Zawsze unikam podobnych ludzi i tutaj też raczej to się nie zmieni. Wcześniej zastanawiałam się, co też mężczyzna w niej widzi, bo ja nie widzę zupełnie nic wartościowego. No tak, pewnie mocni przesadzam, ale ona nie pozostawia mi wyboru. Teraz zaczynam już trochę rozumieć powody, które kierują Thomasem. Rozumiem, ale tego też nie popieram. Taki związek bez zobowiązań, a właściwie bez żadnych uczuć nie powinien być lekarstwem na całe zło świata, które doświadczył. Widzą to też jego koledzy, więc coś w tym musi być. Aż boję się, co oni wymyślą, aby "pozbyć się tej baby", ale pomysł jak najbardziej popieram, mimo że może to odrobinę egoistyczne z ich strony. No, ale nic z niej dobrego już nie wyrośnie.
Teraz zastanawia mnie ta dziewczyna, która otrzymała serce Cathy. Czy ona rzeczywiście jest tak potworna? A może pomoże Thomasowi lepiej niż ta cała Majka.
Powiadasz, że nie szykujesz tutaj miłosnych wątków? Może to i lepiej. Ja, owszem, bardzo je lubię, ale to opowiadanie ma taki swój specyficzny nastrój, że nie wiem czy one by tutaj pasowały.
W każdym razie czekam na kolejny rozdział z wielką niecierpliwością.
Pozdrawiam!
Kochana, ja po prostu nie wiem co napisać. Jak czytam twoje rozdziały, to ja przenoszę się w zupełnie inny świat. Piszesz bardzo metaforycznie i w taki sposób, że po przeczytaniu mój mózg paruje, bo chcę wiedzieć więcej. I kurde. Rozczulił mnie tutaj mój słodziak. Jak on się mądrze wypowiada :D Mój ci on jest <3
OdpowiedzUsuńNo i Kofler i jego teksty, że nie odda psa. Rozbraja mnie on.
Szkoda mi tutaj Thomasa. Bo on się męczy z Mają, ale nie chce jej zostawić, bo tak mu wygodniej. Jestem ciekawa tej dziewczyny, która nosi w sobie serce Cathy. Mam nadzieję, że nie ziszczą się słowa o tym, że może być z nią coś nie tak.
Buziaki :*
No przecież dziewczyną, która nosi serce Cathy jest Alice - chyba, że ja coś poknociłam, bo jak patrzę po komentarzach, to chyba tylko ja wzięłam to za pewnik - więc my już wiemy, że z nią, owszem, jest coś nie tak. A może raczej nie z nią samą, ale z ludźmi, który doprowadzili ja do sytuacji, w której się znalazła. No i teraz tak sobie myślę, bo pamiętam słowa, a raczej myśli Alice pod bodajże prologiem, że jeśli ktoś wyciągnie w jej stronę pomocną dłoń, to ona mu ją odgryzie, a Thomas mi się wydaje właśnie takim człowiekiem, który każdemu chciałby pomóc. Każdemu tylko nie sobie, ale to inna kwestia. Jeśli więc moja intuicja mnie nie myli i Alice faktycznie ma serce Cathy, a Morgi ją znajdzie, to może wywiązać się z tego bardzo ciekawa i burzliwa znajomość. Powiedziałabym też, że najdziwniejsza miłość na świecie, ale zapowiedziałaś, że miłości tutaj nie będzie. Spodziewam się zatem raczej wojny, bo on jej będzie chciał pomóc, a ona będzie gryzła, broniła się przed jego dobrem, a on będzie miał w pamięci Cathy i to, że jej nie zdołał pomóc, więc nie zostawi Alice samej, żeby znów nie skończyło się tragedią. Przynajmniej ja tak to widzę, ale znając ciebie, to nawet jak w jakiejkolwiek części mam rację, to zrobisz z tego taką perełkę i majstersztyk, że będę siedzieć z szeroko otwartymi ustami nie mogąc wyjść z podziwu i zaskoczenia. Bo my już dobrze wiemy, że wgłębianie się w ludzką psychikę, opisywanie ludzkich uczuć i przenoszenie tego w najpiękniejsze metafory świata wychodzi Ci po prostu idealnie. Dlatego wprost nie mogę się doczekać, niezależnie od tego czy mam rację choć w ułameczku moim podejrzeń co do relacji tej dwójki, ba - trójki, bo cząstka Cathy wciąż tam bije - czy okażą się one zupełnie inne, tego jak będziesz się wkradać w ich umysły, ich serca i dusze. Tym bardziej, ze Twoim bohaterowie nigdy nie są czarni lub biali. Już sama Cathy pokazała to najlepiej, bo choć wydawała się wcielonym diabłem, który zabił się na przekór wszystkim, aby po prostu zrobić komuś na złość, to jednak jakoś nie potrafiłam jej nie lubić. Miała w sobie coś niezwykłego, coś tajemniczego i przyciągającego jak magnes.
OdpowiedzUsuńSkłamałbym nawet, gdybym powiedziała, że Majka wywołuje we mnie jednoznaczne uczucia, bo prawda jest taka, że we wcześniejszych rozdziałach ją lubiłam. Od początku wydała się lecącą na sławę i kasę Thomasa panienką, ale miałam wrażenie, że lepsze to, niż panienki z pełnymi pokładami miłości i litości. Dopiero w tym rozdziale Maja sprawia, że miałam ochotę kopnąć ją w tyłek i wysłać na inną planetę. Łatwe życie z osobą nie wymagającą zbytnich uczuć tez ma pewne granice i mam nadzieję, że Morgi dostrzeże, że tak naprawdę tylko on coś wkłada w ten 'związek', że ona tylko go wykorzystuje i nawet nie próbuje tego ukrywać. Nawet jego kumple to widzą. Może poszukiwania dziewczyny od serca Cathy ukrócą jego mękę, może to okaże się zbyt poważne dla tej płytkiej panienki i go zostawi, a może to uzmysłowi Thomasowi, że życie łatwiejsze nie oznacza życia lepszego. Uczucia, najróżniejsze, nawet te najbardziej skomplikowane i bolesne, są potrzebne, żeby żyć a nie egzystować. Dlatego dawaj Thomas, obudź swoje serce.
Czekam bardzo niecierpliwie na kolejny rozdział.