Strony

niedziela, 2 marca 2014

3. Ci, których kochamy.

Skoki były idealną formą lustra.
Wielkiego lustra, które ukazywały wszystkie jego błędy i potknięcia.
Każdy upadek był tylko klockiem ciągniętym przez swojego poprzednika i wlekącym za sobą następcę. Jeszcze bardziej od siebie pechowego.
Obciążającego zdrowotnie i psychicznie. Podziwiał sam siebie, za umiejętność zaciskania zębów.
Liczyło się aby wytrzymać, dotrwać do następnego sukcesu. 
Następnego wzniesienia rąk w tryumfalnym okrzyku radości...

W życiu piękne są tylko chwile.
A szczęście jest kruche i nietrwałe. Człowiek leci do niego jak niemowlę do butelki z mlekiem, a potem siedzi na podłodze i kaleczy się skorupami.
I wmawia sobie, że pomoże założenie plastra...
Dla głupich homo sapiens pomoc oznacza uśmierzenie bólu.
Ale czy to oznacza, że on przeminie? 
Przecież pod osłoną znieczulenia ciągle rozwija się nieuleczalna choroba...
A znieczulenie ustąpi.
Będzie z nas drwiło po kolejnych wynikach badań.
Gdy wyleczenie okaże się jeszcze trudniejsze...
Albo wręcz niemożliwe.
    
                                                                                                                          osiem lat wcześniej:
-Czyli co, to koniec?
Cały ostatni tydzień sezonu, zamiast trenować ćwiczył te słowa. Miały być wypowiedziane w sposób pewny, pogodny i beznamiętny. Miały być idealnym znakiem tego,iż zwraca jej wolność ratując z depresji, lub jakiegoś innego przeklętego schorzenia psychicznego. 
Miały być dowodem zgodności z własnym sumieniem, przekonaniem, że on nie czuje się obrażony czy zraniony. 
Że zawsze wyjdzie jej z pomocą, gdy tylko ona tego zapragnie.
Że nie będzie zachowywał się jak siedemnastoletni szczeniak, który po rozstaniu jedzie po swojej byłej jak po szmacie i obraża ją na forum publicznym.
Pierwszą i najważniejszą cechą jego charakteru była uczciwość.
I nienawidził siebie, za każdą chwilę, w której o niej zapomniał.
-Jeżeli chcesz to... Zwróćmy sobie wolność- kontynuował durną, sztuczną, wymuszoną przemowę.
I przerwał...
Bo nie wytrzymał. Znowu wszystko spieprzył. Nie umiał udawać, że go nie boli. Łzy pociekły po policzkach.
Chciał, aby dla niej ta chwila też była podniosła.
Chciał złączenia swojej i jej rozpaczy. Ale Cathy nie płakała. Siedziała na łóżku sztywno, bawiąc się sznurówkami swoich, dziwacznych, różowych adidasów, w których zobaczył ją po raz pierwszy.
I nagle wybuchła śmiechem. Ironicznym, chorym, zaraźliwym śmiechem psychopatki.
Po czym zaczęła klaskać w dłonie.
-Morgi- wymruczała- spadaj debilu. Nie masz się czego bać, w ciąży nie jestem.
Nie wiedział czemu go to tak zabolało.
Nie wiedział czemu pierwszy raz w życiu, gdy był z nią, trzasnął drzwiami.
I wyszedł, co oczywiste.
A potem cały dzień czuł się idiotycznie.
Bo to nie on miał problemy w tym związku.
Nie on wpadł nagle w niezrozumiały dołek.
Nie on stwierdził, że przegrał życie.
Ale on po raz kolejny wykazał się kompletnym brakiem wrażliwości.
Bo jasne, obrażała go ostatnio na każdym kroku, traktowała go jak psa. Ale przecież była jego pierwszą, młodzieńczą miłością, pierwszym dorosłym szczęściem... 

Przesiedział popołudnie zadumany patrząc w wykresy wskaźników wiatru usytuowane pod Bergisel.
Prąd wiał, zgodnie, w jedności, ku skoczkowej uciesze pod narty.
Aż tu nagle się zmienił, rozdzielił na dwa, wytworzył cholerne odgałęzienia boczne.
Już nie potrafił się zrosnąć, sprawiając psikusa siedzącemu na belce Kraftowi, który z trudem musiał ratować się przed upadkiem.
Tak jak oni...
Kiedyś idealni szaleńcy.
Pokrewieństwo dusz.
Jedno przegrzane uczuciem ciało.
A teraz rozgoryczeni, przedwcześni. ostygli emeryci, czekający biernie na rozstanie.
Nie chciał zwalać winy wyłącznie na nią, a jednocześnie, mimo, że bardzo chciał, nie umiał znaleźć swojej własnej.
Wiedział , że tu nie chodziło o innego faceta. 
Nie chodziło o banał...
Wtedy walnęłaby mu tym prosto z mostu.

Wiatr po minucie znów zrobił się pomyślny.
Pozornie taki sam.
Ale znacznie słabszy.
Gdyby przenieść go kilka lat później, gdy istniały już przeliczniki punktów, odjęto by ich znacznie mniej. Bo składał się już z innej cząsteczki.
Mniej związanej, nie mającej nic wspólnego z nieśmiertelnym huraganem. Ta pierwsza, najprawdziwsza odleciała na bok.
Bezradnie rozpłynęła się nad insbruckim cmentarzykiem.

Nigdy nie wejdziesz do tej samej rzeki...
Może lepiej by było, gdyby wierzył w starożytną sentencję?
Gdyby był człowiekiem przesądnym?
Wtedy jednym desperackim ruchem, mógłby jeszcze zapobiec tragedii...
Przeciąć tkaną przez los nić przeznaczenia.

Wracał do mieszkania pod wieczór. Jego dłoń zaciskała się nerwowo na sportowej torbie. Kolejne literki loga sponsora zlewały się jakby w klawisze pianina. Zdenerwowane palce wystukiwały na nich chaotyczną melodię.
Trzepoczącą jak niewidzialne skrzydła duchów.
Nieobliczalną i podniosłą.
Marsz...
Ale nie weselny, wygrywany przez skromne paznokietki jego małej wariatki, gdy siedziała na bocznym siedzeniu samochodu, opowiadając mu jak nazwie swoje dzieci.
Co ciekawe nigdy nie nazwała tego przyszłego cudu natury "ICH DZIEĆMI".
Może fakt ów był dla niej zbyt oczywisty?
A może wcale nie była pewna? Takczy siak to już się nie liczyło.
Nowy marsz był POGRZEBOWY...
Przekręcał klucz w zamku święcie przekonany, że stanie się coś złego. Że widok, który zastanie w środku będzie straszny.
Zaczynał się wewnętrznie przygotować do wstrząsu.
Do samotności i opuszczenia. Panował półmrok.
Resztki ozdobnej zastawy skromnie leżały na swoim miejscu.
Łazienka była przepełniona intensywnymi zapachami różnorodnych kosmetyków, na stole w kuchni spokojny starczy żywot wiodły zeschłe róże.
Blondyn delikatnie nacisnął klamkę od sypialni. Tylko tam dały się zauważyć promienie zachodzącego słońca. Cathy stała rozmarzona przy oknie.
Oparta o parapet.
Z zamkniętymi oczami.
Piękna, taka piękna...
I nienaturalnie jak na nią umalowana. Zwykle nawet na uroczystą, sportową galę nie dało się jej namówić do czegoś więcej niż delikatne pociągnięcie oczu tuszem.
Wyglądała jak istota z zaświatów...
Nic dziwnego, że chłopak podchodził do niej z czystym lękiem. Na jego widok, uśmiechnęła się jednak, tak promiennie i czysto.
Jak dawniej.
Po czym zarzuciła mu ręce na szyję.
Chciał coś powiedzieć, ale serii namiętnych pocałunków nie dało się już pod żadnym pozorem zatrzymać. Dopiero kilka minut później, gdy dziewczyna odsunęła się od niego aby zaczerpnąć trochę oddechu mógł wyszeptać.
-Porozmawiajmy. Wszystko da się uratować, mnie, ciebie, nas... A maturę w końcu zdasz, serio.
-To nie takie proste- chichotała- wcale nie proste.
-Ty zawsze musisz się śmiać?
-Przecież wiesz, że nie umiem płakać. Chyba, że ze szczęścia...
-Cathy... Będziesz mnie kochać zawsze?- zacisnął zaborczo palce na jej dłoni. Był już stuprocentowo pewien, że nie potrafi odejść.
-Oj głuptasie, głuptasie... Nie istnieje słowo zawsze - wsunęła mu ręce pod koszulkę, przesuwając je w kierunku jego paska od spodni- chcę Cię kochać tu i teraz...
Wiele lat później gdy codzienne tchnienie pierwszej miłości zastąpiły mu sporadyczne uściski Mai, pluł sobie w brodę, że nie zmusił jej wtedy do jakiś wyznań.
Że poddał się jej tak całkowicie biernie, oddając losowi pole do działania.

Tyle, że tylko w miłości potrafili się już odnaleźć. Rozumieć każdy swój gest, każdą potrzebę.
Tylko w miłości udawało się przegonić duszącą przyszłość.
Zatrzymać nieubłagalny czas.
Złączyć rozerwany na kawałki prąd wiatru.
Kochać prawdziwie...
Aż znów nie zbudził się kolejny świt.

Następnego dnia, kompletnie niewyspany pojechał na Bergisel, aby zostać mistrzem swojego kraju.
Przyszło mu to, o dziwo bez najmniejszych trudności.
Czyżby wiatr znowu miał się stać jego sprzymierzeńcem?
Zaczął uśmiechnięty wyobrażać sobie co będzie dalej...
Włożył rękę do kieszeni, po czym wystukał na klawiaturze króciutkie:
"Kocham Cię Catherine. Wiesz"
Po paru minutach niecierpliwego oczekiwania, przepleconego odbieraniem gratulacji otrzymał odpowiedź:
"Gratulacje skarbie. Pójdziemy dziś zaimprezować jak za dawnych lat? Będę czekać w klubie, tym co zawsze. Zgarnij mojego braciszka i chłopaków. I przyjeżdzajcie. Miłość nie istnieje, ale pamiętaj, że Cię kocham. Cathy".
Jego okrzyk szczęścia, musiał zadziwić wszystkich dookoła.
Nie zastanowił się, że sms ze szczegółami i to jeszcze podpisany jest cholernie dziwny...
Kompletnie nie pasujący do szalonego tworu, z którym się związał.

Wieczorem strasznie padało.
Jakby całemu niebu zachciało się wyć.
Jakby wiosna chciała zadusić szczątki zimy nie klasycznie.
Nie zgodnie z kalendarzem, nie czasowo...
Tylko nieubłaganie i wiecznie.

Przed drzwiami klubu gdy tylko pojechali czekała na nich policja.
I lekarz pogotowia ratunkowego.
Jakoś odruchowo wyczuł, że czekają akurat na nich.
-Narzeczony niejakiej Catherine?- spytał pracownik służby medycznej bez owijania w bawełnę.
-Chłopak...
-Bardzo mi przykro. Nie rozumiem, czemu ta dziewczyna odebrała sobie życie. Ale nie mogliśmy nic zrobić. Zmarła w karetce...
                        ~~~***~~~
Pamietał gdy po przyjeździe do szpitala, udarł się, że chce ją zobaczyć.
Musiał poczekać... Zgodnie z jej odwiecznym pragnieniem oddała swoje serce, jakiejś umierającej nastolatce. Zawsze mówiła, że chciała aby pracowało także po jej śmierci. 
Ale dla niego nie stanowiło to wówczas żadnego pocieszenia.
Bo co z tego, że będzie biło, skoro nie będzie tego robić, aby krew napływała do JEJ uśmiechu?
Do jej palców przygotowujących mu niedzielny obiad...
Diagnoza była taka prosta...
SAMOBÓJSTWO.
I napis, jaki zrobiła sobie na nadgarstku.
"wiesz już, że nic nie trwa wiecznie? Nie miałam powodu. Chciałam Ci tylko zrobić na złość.".
Czyżby planowała to już od dawna.
Czyżby był to ostatni akt przedstawienia, jakie odgrywała od dłuższego czasu?
Była wybitną aktorką.
Oscarową, można by rzec...

Nie mógł sobie poradzić z wyrzutami sumienia.
Za mało z nią był.
Za mało się starał.
Za mało zrobił.
Za dużo nie zrobił.
A potem ułożył sobie życie, choć w pierwszym młodzieńczym odruchu, przysięgał, że będzie sam do ostatniego dnia na ziemi.
Zaprzeczył definicji uczucia na wieki...

Bo przecież jej serce było już sercem innej osoby.
Czyli nie było jego.
                        ___________________________________________________________

Głupa idiotka znowu zanudza^^
No widzicie, długo nie wytrzymałam. Całe posypanie, posypaniem, a co jakiś czas coś skrobnąć trzeba. 
Nawet tak masakrycznego.
I cieszyć się końcówką Pucharu<3

Zaległości we większości są nadrobione, a za te które pozostały strasznie przepraszam, załatwię to.
Wiem, głupia, zła ja.
Możecie mnie nie lubić, jak chcecie:D
Buziaki:*

17 komentarzy:

  1. Jak ja się strasznie ciesze, że wróciłaś.
    Wiem, że było źle, mam nadzieje, że jest teraz chociaż minimalnie lepiej, minimalnie bo minimalnie, ale postęp zawsze cieszy.
    I ... cholerka, jeśli wcześniej nie byłam zakochana w tym opowiadaniu to właśnie wpadłam po uszy.
    Chociaż miłość podobno nie istnieje, ale kocham to. Kocham wiecznie. Naprawdę.
    Zrobiłaś coś niesamowitego. Zresztą, Ty zawsze robisz niesamowite rzeczy, ale tym razem przeszłaś sama siebie. Te jego wspomnienia ... te metafory, te porównania, to wszystko ... Boziu, rozpływam się nad Twoim talentem. Masz go tyle, że aż do przesady, ej może byś się tak podzieliła, co? ^^
    Jestem w szoku, bo o ile sobie przypominam z poprzednich rozdziałów (ale ręki sobie nie dam uciąć, tak długo tu nic nie było, a ja od tego momentu przeczytałam milion innych rzeczy) nie było wzmianki o tym, że Cathy popełniła samobójstwo.
    Jezu, jesteś taka okrutna, wiesz? Najpierw Rysiowi zabrałaś Verę, a teraz Morgiemu Cathy ...
    próbuję zrozumieć to co ich łączyło i to co poróżniło ... och, lubisz zasiewać we mnie wątpliwości i sprawiać, że głowa pęka mi od pytań.
    A jednocześnie moje serduszko tak gwałtownie się uspokoiło wraz z przeczytaniem przeze mnie ostatniej kropki.
    Czuję się jakbyś uleczyła mnie tym rozdziałem, jakkolwiek dziwnie to brzmi.
    Jesteś genialna.
    Nie mogę się doczekać następnej części. Mam nadzieję, że wszystko będzie się już dobrze układało i będziesz mogła dalej nam tak cudownie pisać.
    Wierzę w Ciebie z całego serca.
    Kocham <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skarbie<3
      Ty wiesz na kogo się tu najbardziej w naszym światku czeka i odlicza do czerwca.
      I trzyma kciuki tak mocno, mocno, cholernie mocno<3

      Tak czy siak wiesz, niektórzy są uzależnieni od zabijania skoczków, a taka ja od zabijania skoczkom kobiet.
      Niejmniej jednak różnica jest ogromna, bo i ile Richie to już taki typ, że nigdy o innej nie pomyśli,( nawet w głupiutkiej kontynuacji, która się skrobie i zmienia swoim życiem), to temu tutaj jedna wariatka w życiu nie wystarczy. No i musi się pojawić kolejna, albo bardzo przepraszam co ja mówię- kolejne.

      Ściskam Cię Kochanie i dziękuję<3<3

      Usuń
    2. Oj no nie wiem na kogo, chyba nie na mnie ;p
      Och, ja to uzależnienie bardzo dobrze rozumiem.
      Tylko zawsze trudno przełknąc je u innych.
      Napalam się coraz bardziej na kontynuację Paryża, oj i to jak.
      I przerażasz mnie z tą wizją rozpustnego Thomasa, ale ... czekam niecierpliwie <3

      Usuń
    3. Oj, rozpustny to on nie będzie;)
      Bedzie bardzo wierny.
      Trzy kobiety w życiu faceta pod trzydziestkę to chyba nie dużo^^

      Czekamy na ciebie wszystkie. A Paryż na lato.

      Usuń
  2. I co ja mam tutaj napisać. Ty doskonale wiesz, że piszesz genialnie. Cholera jasna no. Ona popełniła samobójstwo. W dniu, w którym on został mistrzem Austrii..
    I czemu ona to zrobiła? By mu zrobić na złość.. Jestem w szoku.
    On ją kochał, pomimo, że była taka inna niż wszyscy.
    Biedny Morgi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Biedny Morgi:(
      Oj ja kocham ranić skoczków, w szczególności moich ulubionych skoczków. I on właśnie będzie miał całe życie "szczęście" do nieznośnych kobiet.
      Może nie koniecznie tylko dlatego... Ale między innymi z pewnością.

      I kochana, zły człowiek napisze Ci dziś komentarze wszędzie gdzie tylko się da.
      I bardzo przeprasza:(

      Usuń
    2. Skarbie, za co ty mnie przepraszasz?
      Nie jesteś złym człowiekiem, nie opowiadaj głupot :*
      Jeśli chodzi o ranienie skoczków, to mogę ci przybić żółwika ;)
      Chociaż ostatno coś mi odwala i planuję happy endy.
      Buziaki :**

      Usuń
  3. Misz tajemnic, tyle powiem ; _______________ ; Noż kurde, ja dalej nie wiem o co chodzi, co wspólnego mają te trzy dziewczyny: Alice, Maia i Cathy, chociaż zdaję sobie sprawę, że Cathy to ta tajemnicza pani 'C' od Koflera? Ale to by znaczyło, że zarówno Morgi i Kofler byli najpierw z Cathy, a potem z Maią. Albo ja coś pokićkałam.
    I chyba powoli rozszyfrowuję to T.S.C.W
    T - Thomas
    C - Cathy
    Czekam tylko na 'S' i 'W' :3 bo jakoś nie mogę sobie ich skojarzyć z jakimś skoczkami no chyba, że 'W' to Wolfgang.
    Dobra idiotka, który nie kuma twojego opowiadania milknie, bo nie jest godna komentowania tego.
    weny :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj kochana, kto tu jest od pisania kryminałów. No chyba nie ja:p
      Także nie nie kumasz tylko ja to ja.
      TSCW to jest jedna osoba, widzę, że wam ten skrót zapadł w pamięci, oj głupiutka ja nie potrafi się kryć.
      Zarówno Maja, jak i Cathy były tylko z Morgim, Kofi mi nawet nie wpadł do głowy.
      Nie no, aż tak to nie namieszałam.
      Buziaki w tej piękny dla Ciebie weekend<

      Usuń
  4. Oj kochana, łzy mi w oczach stanęły już na samym początku. To było takie głębokie, takie bardzo Twoje i tak cholernie prawdziwe. Tylko Ty potrafisz ubrać oczywistości w tak piękne słowa, więc nie waż się wydziwiać na ten rozdział.

    I wiesz, dostrzegłam coś o czym niekoniecznie będę tutaj pisać, ale powiem tylko, że dobrze to wykorzystałaś. I mam nadzieję, że to dowód na to, że radzisz sobie coraz lepiej, bo czymś takim przejmować się nie warto, choć mimo wszystko boli jak cholera.

    Ten fragment o wietrze... kolejne łzy w oczach, jak ja tęskniłam za Twoim pisaniem, za tym geniuszem w najczystszej postaci.

    I potem znów, gdy myślał, że wiatr będzie pomyślny, ten dmuchnął mu prosto w oczy.

    Cały dramat, który rozegrał się w tym rozdziale jest tak niezwykle bolesny, a jeszcze bardziej niezwykle piękny.

    I ja sobie tu teraz będę płakać dalej, kochana. A Ty się trzymaj, moja dzielna istotko. Kocham Cię. <3333

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja do Ciebie nie mam siły, wiesz?
      I ty mówisz, że chcesz się uczyć pisać komentarze. A nic mi tak nie grzeje serducha jak twój komentarz^^
      I nie umiem więcej powiedzieć czy odpowiedzieć.
      Kocham Cię<3

      Usuń
  5. Biedny Morgi :(
    Chociaż miłość nie istnieje to kocham twoje opowiadanie i to jak piszesz. Wpadłam na maksa. Bo to, co tworzysz jest piękne. I cudowne.
    Jak mogła się zabić w dniu kiedy został mistrzem? No jak?! Zabiła się, żeby zrobić mu na złość? Wariatka. Skrzywdziła biednego Morgiego.
    Początek o skokach był cudowny. A końcówka? Rozpływam się!
    I kocham jak po kolejnej jedynce z matmy poprawiacie mi humor <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie no... Miłość do dzieł literackich (akurat mojego opowiadania nie można do nich zaliczyć) to mam pewność, że istnieje. Tyle tych cudownych perełek, które mnie uzależniły.
      Kobiety są niestety bezpodstawnie czasem okrutne. No, żeby nie było, że tylko faceci tacy są^^
      Jedno jest pewne. Morgi nie spotka tu dziewczyny, którą ja sama bym polubiła...
      Dziękuję i buziaki:*
      P.S. Witaj w klubie co do matmy:/

      Usuń
  6. Dzień dobry, przepraszam za spóźnienie!
    Ach ten Morgi. Nawet w fikcji pech go nie opuszcza.
    No, ale tutaj akurat zostawiam Słońce na drugim planie i chciałabym się skupić na Cathy. Jestem naprawdę ciekawa co nią kierowało. Chciała zrobić Thomasowi na złość? Hmm... Okej, ale coś musiało na nią wcześniej wpłynąć, bo zdrowi ludzie raczej nie odbierają sobie życia w celu zrobienia komuś innemu na złość. Postanowiłam wrócić do rozdziału pierwszego i tam poszukać jakiejś wskazówki i co znalazłam? Główna bohaterka również wraca myślami do dnia sprzed ośmiu lat i również mamy klub, jak mniemam - ten sam, w którym Morgi miał spotkać się z Cathy. Alice zrobiła coś złego i wydaje mi się, że jest to bezpośrednio powiązane z ukochaną Morgiego...
    I jeszcze ten sms, który rzekomo jest dziwny i niepodobny do wcześniejszych pisanych przez Cathy. Może to wcale nie było samobójstwo?
    Dobrze, ja już nie mącę^^
    Jesteś świetna, wiesz? Wiesz, bo już nie raz to mówiłam i z resztą - nie tylko ja :) I nie zaprzeczaj, bo przesadna skromność nie jest za dobra.
    Dostrzegłam tutaj takie osobiste wtrącenie. Mam nadzieję, że jak już to z siebie wyrzuciłaś to będzie Ci choć trochę lżej. Wiem, że to trudne, ale trzymaj się :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Ale lubić też Cię możemy, prawda?
    Muszę z przykrością stwierdzić, że jesteś zbyt genialna. I z tego powodu mam totalny mętlik w głowie.
    Dlaczego? Cały czas mi takie pytanie w głowie siedzi. Żeby mu zrobić na złość... Ta dziewczyna chyba nie była normalna. Od początku gdy o niej czytałam miałam jakieś takie nieprzyjemne wrażenie. No i faktycznie coś się z tego musiało wykluć. Nie rozumiem jej pobudek. Ale ja chyba w ogóle nigdy nie zrozumiem takich ludzi.
    I jeszcze to: "miłość nie istnieje, ale pamiętaj, że cię kocham". Nie wiem. Nie rozumiem. Zbyt mądra jesteś. Zbyt genialna.
    buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
  8. No więc jestem, z lekkim poślizgiem, za który z góry bardzo przepraszam! Ostatnio miałam troszkę zajęć na głowie, ale już wracam. W ogóle nie widać, że masz jakiś kryzys, aczkolwiek mam nadzieję, że on szybko minie ;)
    Rozdział był piękny. I w sumie na tym mogłabym już zakończyć swoją wypowiedź. Po prostu nie znam nikogo innego, kto potrafiłby stworzyć coś tak poetyckiego, tak bardzo pięknego, genialnie poruszającego wszelkie emocje czytelnika. Bo to, co napisałaś, jest dość skomplikowane, czasami aż za bardzo poplątane, ale w tym też leży jego cudowność. Tyle porównań, tyle malowniczych przenośni oraz mnóstwo sprzeczności w wypowiedziach postaci! Jesteś cudowna! Twoi bohaterowie też są niesamowici. Inni, niż cała reszta i przez to wspaniali.
    Cathy... Cholerka, ciężki orzech do zgryzienia. Mam z nią nie lada problem i nie potrafię rozgryźć, jak to było naprawdę z jej śmiercią. Bo nie chce mi się wierzyć, że było to samobójstwo z taką premedytacją. Bo ona się zabiła, aby zrobić mu na złość? Za to, że nie poświęcał jej tyle czasu, ile by chciała? Nie, coś mi tutaj wyraźnie nie gra. Musiały istnieć inne powody. I ten SMS też jest zastanawiający, skoro zupełnie nie w jej stylu. To wszystko nie da mi chyba spokojnie myśleć, dopóki tego nie rozwikłam, a na to się nie zapowiada na razie.
    W ogóle zastosowałaś tutaj wspaniały paradoks - on zostaje mistrzem, ale jednocześnie coś przegrywa. Coś znacznie cenniejszego. I cierpi. Zupełnie nie rozumiem, jak ona mogła tak bardzo go zranić. Nie pojmuję, co nią kierowało, o ile prawdą jest, że to było samobójstwo. Wszystko mogło zostać ukartowane, ale czy na pewno? Bo ona chyba tak do końca zwyczajną dziewczyną nie była? No dobra, chyba za bardzo kombinuję. Może po prostu poczekam na ciąg dalszy.
    Pozdrawiam serdecznie :*

    OdpowiedzUsuń
  9. Znowu spóźniona, ale już jestem i jak zawsze pełna podziwu i po prostu zaczarowana Twoim stylem pisania. Tymi nieziemskimi metaforami, tymi trafnymi porównaniami i przecudownymi opisami. Ten początek, a później ta część o wietrze to po prostu majstersztyk. Mogłabym czytać w nieskończoność takie metaforyczne opisy i chyba nigdy nie przestałoby to we mnie wzbudzać takich emocji. Bo to po prostu jest niesamowite, jak można na przykład taki wiatr odnieść do tego, co działo się w życiu Morgiego i Cathy. No i jeszcze ta jej śmierć - na razie będę jednak ostrożna ze słowem samobójstwo - w dniu, w którym on zdobył medal Mistrzostw Austrii. No po prostu brak mi słów, aby opisać jak niesamowicie mi się to wszystko podoba. Kocham to! I to tak nie zgadzając się z Cathy, bo myślę, że miłośc jednak istnieje, ale prawdziwa miłość nas nie rani. Jesli rani, to wówczas nie jest miłością.
    Stwierdzam jednak, że poza tym, iż to istny majstersztyk, to nic nie wiem. Próbuje te wydarzenia połączyć jakoś z tym co już było i za nic w świecie mi to nie wychodzi i zdecydowanie obala mój wcześniejszy domysł, że ta TSCW odnosi się do Cathy jako siostry Alice. Z jednej strony, patrząc na dziwne zachowania Cathy oczami Thomasa, bez problemu można sobie wyobrazić, że Cathy bawi się tak samo kosztem Allie, że celowo wpycha ją do więzienia i w ogóle może być tą osobą, która odwiedziła Allie w szpitalu a później wysłała ten list, ale... jeśli to ten sam klub, to Cathy w tamtej chwili już nie żyła. Poza tym zastanawia mnie do czego Allie się przyznała, bo skoro śmierć Cathy uznano za samobójstwo, to Allie nie mogła zostać za to skazana. Coraz bardziej przekonuję się zatem, że te dwie sprawy mogą jednak nie być wcale ze sobą powiązane. Może jedyne co je łączy to serce. Bo przecież Cathy oddała komuś swoje serce, a Allie w tamtym wypadku miała przebitą czymś klatkę piersiową i ten ktoś stwierdził, że miała przeszczepy. Może po prostu ona ma serce Cathy. Może ten klub to wcale nie był ten sam klub, może to czysty zbieg okoliczności. Z drugiej jednak strony, Allie krzyczy tam 'Nie rób tego', a to brzmi, jakby np. była świadkiem samobójstwa Cathy. No tylko jeszcze jedna sprawa, Cathy miała brata, w końcu w tym smsie było, żeby Thomas zgarnął jej brata.
    Naprawdę nie potrafię tego wszystkiego ze sobą jeszcze połączyć, a moje kolejne pomysły chyba wyjdą jeszcze bardziej absurdalne i dziwaczne, dlatego chyba po prostu zamilknę i poczekam grzecznie, aż dasz nam więcej wskazówek, bo na razie nie wiem, której wersji się łapać. Czy historia Allie i Cathy się łączy już wcześniej, czy jednak dopiero przez serce. Czy Cathy się faktycznie zabiła - chyba bym się bardzo nie zdziwiła - czy ktoś ją zabił? Tylko gdyby to była Allie to nie byłoby mowy o samobójstwie. Do czego zatem przyznała się Allie, bo ośmiu lat i to przy czynnikach obniżających karę nie dostaje się za lekkie przewinienie? Tyle pytań, na które chciałabym poznać odpowiedź jak najszybciej. Dlatego proszę o nowy rozdział jak najszybciej, bo niesamowicie mnie to wszystko intryguje.
    Trzymaj się i pamiętaj, że czas leczy rany :*

    OdpowiedzUsuń