poniedziałek, 5 maja 2014

6. W krainie cienia.

                           dwa miesiące później:

-Proszę chwilę poczekać. Będzie  pan miał dziesięć minut.
-Oczywiście- skomentował posępnym głosem.
Szklana szyba uchyliła się, ukazując jego oczom metalową kratę.
Utkwił wzrok we własnych butach, próbując wytrzeć je zabrudzoną chusteczką do nosa.
Miał wrażenie, że słońce eksplodowało, tracąc cały świetlisty blask i pogrążając planetę w mroku.
Albo, że zszedł do mitycznych podziemi, a gdy spróbuje uciekać, jakiś tajemny stwór o trzech, pięcu, czy dziesięciu głowach, rozszarpie go na strzępy...
Nie mniej jednak próba i tak byłaby czegoś warta...
Wbił palce w siedzenie, starając się zapanować nad mdłościami oraz uciążliwym kaszlem. Mógł tylko dziękować Majce, która zdecydowała się wyrzucić z ich mieszkania całą żywność, nie zawierającą certyfikatów ekologiczno-dietetycznych (czytaj : sałata). Gdyby nie ona zjadłby śniadanie. I byłoby z nim dużo gorzej.
Dziesięć minut...
Potem stąd wyjdzie, jego podejrzenia runą w gruzach, a gdzieś spoza czeluści wyłoni się instrukcja budowy łamigłówki szczęścia. Może być inaczej?
Kraty ponownie trzasnęły.
Policzył w myślach do trzech, po czym uniósł głowę.
Nie wiedział sam co spodziewał się zobaczyć.
Chyba pokorę.
Wstyd i zmieszanie, którego nie pokazał jeszcze ekran żadnego kina.
A może wręcz przeciwnie- twardość?
Zdegenerowanie wpisane w rysy tak trwale, iż żadna komórka skóry nie wyda się już przyjazna?
W każdym z wypadków, z pewnością szok na widok obcego człowieka.
Nic z tych rzeczy.
Przed nim nie stała zbrodniarka ani ofiara.
Stało dziecko.
Dziecko ulicy, które wchłonęło już tyle łez, iż zmieniło się w przepuszczalną, łatwo wysychającą gąbkę.
Dziecko ulicy, które zamiast do przedszkola trafiło na oddział dla anorektyczek.
Wymarzony obiekt badań najbardziej nieczułych anatomów, pragnących móc wskazać każdą kość czy ścięgno.
Określić dokładnie ich długość i kształt.
Chłopak chciał tylko błagać aby przykryto ją jakimś kocem. Aby nie musiał patrzeć na te sińce.
-Maksymalnie piętnaście- jakiś policjant pchnął widmo na krzesło- gdyby coś się działo cały czas jesteśmy za szybą.
Zapadła cisza.
Jego "rozmówczyni" wzniosła oczy ku niebu, podziwiając maleńkie promyczki, wbijające się zza zadrutowanych okien.
-Cześć- palce skoczka drżały jak u starca, gdy wyciągał dłoń- jestem...
I w tym momencie poczuł ból.
Uświadamiajac sobie, iż ta kruszyna uderzyła go w twarz.
Nikt nigdy tego nie zrobił.
Od jego ostatniej awantury z Cathy.
-Ej...
-Możesz wytrzeć- więźniarka pokazała mu jego własną chusteczkę leżącą na czarnym od brudu blacie- a i możesz mi oddać, jeżeli tylko chcesz. To chyba normalne, co?
-Słucham?
- Dziś nie siedzisz za stołem jako gwiazdor na konferencji prasowej. Nie ten stół, nie to miejsce, nie ten czas. Każdy świat rządzi się swoimi prawami.
-Przepraszam... Nazywasz się Alice?
-Nie poddasz się? Widzisz tą lampę- wysyczała- ma skończyć na twojej mądrej główce.
-Miałem już wstrząs mózgu dwa razy, w ostatnim czasie. Więc chyba nawet już nie poczuje. Słuchaj cholera, starałem się dwa miesiące żeby Cię zobaczyć, więc nawet jeżeli podłożyłaś tu bombę, która wybuchnie za cztery sekundy, to ja wykorzystam te sekundy...
-Ok, załóżmy, że to kupię lalusiu. Pogadamy o twojej ukochanej i co Ci to da?
-Będę wolny- uśmiechnął się- przestanę cofać się w czasie, skończą się absurdalne wypadki podczas zawodów, zostawię narzeczoną... Albo się z nią ożenię. Ale zrobię z pewnością to co będzie najlepsze. Wahanie raz na zawsze zgubi mój adres. Słuchaj Allie, skoro po tylu latach mnie kojarzysz, choć przecież ja Cię nigdy nie widziałem...
-Alice. Nie jestem Allie, nie dla Ciebie.
-Chyba mogę Ci pomóc. Prawnicy twierdzą, iż nie trudno żebyś na dniach wyszła na wolność. Potrzebujesz lekarza, prawdziwej opieki na poziomie...
-Twoi prawnicy są wszechmogący? Zmienią mi wyrok na dożywocie?
Zignorował kolejną jej wypowiedź.
-Dziewczyno, myślisz, że nie widziałem jak patrzysz przez okno? Każdy chce widzieć świat, każdy chce iść gdzie chce i o której chce. Nie jesteś wyjątkowa, ani jedyna, nie wmówisz mi tego . Jesteś tylko nieznośna i wiesz, że na litość bierze się tylko głupców.
-Lubię głupców, wbrew pozorom. Natomiast przystojniaczkowie twojego typu są dla mnie warci tyle co moje życie. Żebyś nie musiał wysilać wielebnego mózgu - mam ich w dupie.
-Ja na serio nie próbowałem... Chcę tylko interesu... Za wzmiankę o Catherine, za numer tej dziewczyny.
-Albo i nie. Chcesz mi pomóc, bo mam jej serce chłopcze. A ty masz potworne wyrzuty sumienia, że moja siostrzyczka niańczyła ją, bo ty nie umiałeś? Bo ty robiłeś karierę?
Po tych słowach więźniarka wyszczerzyła zęby i ryknęła śmiechem, klaszcząc brawo samej sobie.
Wreszcie trafiła we właściwą strunę.
Mniejsza, że Caro nie była mamuśką dla Cathy.
Mniejsza, że wydawało się wręcz na odwrót.
Mniejsza, że te dwie dogadywały się jak siostry zostawiając młodszą Weiss w cztery oczy z samotnością.
Thomasa zabolało.
Tak jak ją wyjście zza kratek.
Czyli pomijając policzek, który nieopatrznie mu wymierzyła byli kwita.
Albo i nie.
Bo oczy blondyna się zaszkliły.
A ona nienawidziła łez.
-Morgi?- mruknęła- pogadamy zgoda. Tylko wiedz parę rzeczy. Nie będziesz po tej rozmowie pełniejszym człowiekiem, chyba, że nazywasz wypełnieniem potwora o imieniu prawda. A po drugie narażasz się. Nie na jakiś gang, czy przestępcę, broń Boże, jesteś zupełnie bezpieczny. Tylko na brzydką szkaradę czyli mnie i poznanie piękności pokroju mojej siostry. A jej przecież nikt się nie oprze, co?
-Przyjąłem- kiwnął głową- a dla równowagi ty pójdziesz na terapię. I przestaniesz się głodzić.
-Ja się głodzę?
-Nie każdy w więzieniu aż tak wygląda, wiesz? Jeszcze jakieś obiekcje?
-Tak. Nigdy więcej nie spotkasz się już ze mną w garniaku. I śmierdzący jakimiś duszącymi perfumami.
-Zrozumiano szefowo- zasalutował jej jak żołnierz w wojsku.
-I już ostatnie... Przyślesz mi...
-No, nie krępuj się, przyślę. Ja już słyszałem od kobiet wszystko.
-... tabliczkę białej czekolady?
Wyciągnąła rękę na zgodę.

Targ został dobity.

-W  sumie to zabawne- zegarek rozpoczął odliczanie ostatnich dwóch minut ich widzenie- kwadrans temu chciałam Cię zamordować tą lampą, a teraz mi Cię żal.
-I wzajemnie- palnął- kto wie co się jeszcze stanie?
-Pójdziemy ze sobą do łóżka za trzydzieści sekund?
Skoczek zakrztusił się własnym oddechem.
-Żart. Tu nawet nie ma łóżka. Ale może być jeszcze gorzej, zakochamy się w sobie, czemu by nie?
Znowu nie uraczył jej odpowiedzią.
-Thomas?
-Co?
-Brałeś kiedyś jakieś prochy?
-Słucham dziewczyno?
-Ja też nie, paradoksalnie. Ale każdy ma swój dopalacz, tylko nie wie co nim jest. Co go pcha do przodu.
-Prawda za wszelką cenę, chyba...- wymamrotał.
-Koniec widzenia- do pokoiku władował się strażnik, mocno chwyciwszy Alice za rękę.
-Bo widzisz- wyrwała się szepcąc mu do ucha- moim jest zemsta...
Wyjęła z kieszeni więziennej koszuli fotografię.
Fotografię pięknej, młodej, naturalnej dziewczyny, która przyciągnęłaby chyba uwagę każdego, w promieniu stu mil.
-Nie tylko ona ma takie włosy- Morgi pierwszy raz dojrzał w twarzy Weiss nutkę wstydu- ja też byłam kiedyś blondynką. Choć teraz wyglądam jak siwa. Weź to sobie, mi po nic.
Drzwi huknęły.
Nie usłyszał już jej ostatnich słów...

Godzinę później rozkoszował się czystością powietrza, podpisując przy okazji autograf kelnerce klejącej się do niego  w jego ulubionej, wiedeńskiej restauracji.
-Jasne, zrobię sobie z tobą zdjęcie. Natomiast przepraszam ale... Ale nie będę jadł.

Już wiedział, jak bardzo był w błędzie.
Ten dzień nie naprawił świata.
Najwyżej pchnął w dobrą stronę los jednego z siedmiu milionów istnień, stąpających po nim.
Z tym, że to istnienie nie nazywało się Thomas Morgenstern...
   ____________________________________

No;D
Odezwałam się wreszcie, jak widać.
Ten rozdział był taki, no nie wiem? Okrutny, bezuczuciowy, że miałam z nim problem.
Ale powiem, że u mnie już lepiej, znacznie lepiej, więc to opowiadanie nie będzie aż tak nieczułe, jak początkowo się zapowiadało (z tym, że zdania w sprawie jakiejś miłości nie zmieniam).
Teraz zacznie się już część obyczajowa, nareszcie;)
Chcę, tak czy siak skończyć do wakacji, aby móc się już tam skupić na moich ukochanych historiach^^

Tradycyjnie błagam o wybaczenie zaległości. Ogarniam naukę przez ten wolny tydzień, bo zależy mi, aby to wszystko załatwić jeszcze w maju. Ale do weekendu komentarze pojawią się na 100%.
Buziaki;*
I trzymam kciuki za wszystkie, zaglądające tutaj maturzystki.