dwa miesiące później:
-Proszę chwilę poczekać. Będzie pan miał dziesięć minut.
-Oczywiście- skomentował posępnym głosem.
Szklana szyba uchyliła się, ukazując jego oczom metalową kratę.
Utkwił wzrok we własnych butach, próbując wytrzeć je zabrudzoną chusteczką do nosa.
Miał wrażenie, że słońce eksplodowało, tracąc cały świetlisty blask i pogrążając planetę w mroku.
Albo, że zszedł do mitycznych podziemi, a gdy spróbuje uciekać, jakiś tajemny stwór o trzech, pięcu, czy dziesięciu głowach, rozszarpie go na strzępy...
Nie mniej jednak próba i tak byłaby czegoś warta...
Wbił palce w siedzenie, starając się zapanować nad mdłościami oraz uciążliwym kaszlem. Mógł tylko dziękować Majce, która zdecydowała się wyrzucić z ich mieszkania całą żywność, nie zawierającą certyfikatów ekologiczno-dietetycznych (czytaj : sałata). Gdyby nie ona zjadłby śniadanie. I byłoby z nim dużo gorzej.
Dziesięć minut...
Potem stąd wyjdzie, jego podejrzenia runą w gruzach, a gdzieś spoza czeluści wyłoni się instrukcja budowy łamigłówki szczęścia. Może być inaczej?
Kraty ponownie trzasnęły.
Policzył w myślach do trzech, po czym uniósł głowę.
Nie wiedział sam co spodziewał się zobaczyć.
Chyba pokorę.
Wstyd i zmieszanie, którego nie pokazał jeszcze ekran żadnego kina.
A może wręcz przeciwnie- twardość?
Zdegenerowanie wpisane w rysy tak trwale, iż żadna komórka skóry nie wyda się już przyjazna?
W każdym z wypadków, z pewnością szok na widok obcego człowieka.
Nic z tych rzeczy.
Przed nim nie stała zbrodniarka ani ofiara.
Stało dziecko.
Dziecko ulicy, które wchłonęło już tyle łez, iż zmieniło się w przepuszczalną, łatwo wysychającą gąbkę.
Dziecko ulicy, które zamiast do przedszkola trafiło na oddział dla anorektyczek.
Wymarzony obiekt badań najbardziej nieczułych anatomów, pragnących móc wskazać każdą kość czy ścięgno.
Określić dokładnie ich długość i kształt.
Chłopak chciał tylko błagać aby przykryto ją jakimś kocem. Aby nie musiał patrzeć na te sińce.
-Maksymalnie piętnaście- jakiś policjant pchnął widmo na krzesło- gdyby coś się działo cały czas jesteśmy za szybą.
Zapadła cisza.
Jego "rozmówczyni" wzniosła oczy ku niebu, podziwiając maleńkie promyczki, wbijające się zza zadrutowanych okien.
-Cześć- palce skoczka drżały jak u starca, gdy wyciągał dłoń- jestem...
I w tym momencie poczuł ból.
Uświadamiajac sobie, iż ta kruszyna uderzyła go w twarz.
Nikt nigdy tego nie zrobił.
Od jego ostatniej awantury z Cathy.
-Ej...
-Możesz wytrzeć- więźniarka pokazała mu jego własną chusteczkę leżącą na czarnym od brudu blacie- a i możesz mi oddać, jeżeli tylko chcesz. To chyba normalne, co?
-Słucham?
- Dziś nie siedzisz za stołem jako gwiazdor na konferencji prasowej. Nie ten stół, nie to miejsce, nie ten czas. Każdy świat rządzi się swoimi prawami.
-Przepraszam... Nazywasz się Alice?
-Nie poddasz się? Widzisz tą lampę- wysyczała- ma skończyć na twojej mądrej główce.
-Miałem już wstrząs mózgu dwa razy, w ostatnim czasie. Więc chyba nawet już nie poczuje. Słuchaj cholera, starałem się dwa miesiące żeby Cię zobaczyć, więc nawet jeżeli podłożyłaś tu bombę, która wybuchnie za cztery sekundy, to ja wykorzystam te sekundy...
-Ok, załóżmy, że to kupię lalusiu. Pogadamy o twojej ukochanej i co Ci to da?
-Będę wolny- uśmiechnął się- przestanę cofać się w czasie, skończą się absurdalne wypadki podczas zawodów, zostawię narzeczoną... Albo się z nią ożenię. Ale zrobię z pewnością to co będzie najlepsze. Wahanie raz na zawsze zgubi mój adres. Słuchaj Allie, skoro po tylu latach mnie kojarzysz, choć przecież ja Cię nigdy nie widziałem...
-Alice. Nie jestem Allie, nie dla Ciebie.
-Chyba mogę Ci pomóc. Prawnicy twierdzą, iż nie trudno żebyś na dniach wyszła na wolność. Potrzebujesz lekarza, prawdziwej opieki na poziomie...
-Twoi prawnicy są wszechmogący? Zmienią mi wyrok na dożywocie?
Zignorował kolejną jej wypowiedź.
-Dziewczyno, myślisz, że nie widziałem jak patrzysz przez okno? Każdy chce widzieć świat, każdy chce iść gdzie chce i o której chce. Nie jesteś wyjątkowa, ani jedyna, nie wmówisz mi tego . Jesteś tylko nieznośna i wiesz, że na litość bierze się tylko głupców.
-Lubię głupców, wbrew pozorom. Natomiast przystojniaczkowie twojego typu są dla mnie warci tyle co moje życie. Żebyś nie musiał wysilać wielebnego mózgu - mam ich w dupie.
-Ja na serio nie próbowałem... Chcę tylko interesu... Za wzmiankę o Catherine, za numer tej dziewczyny.
-Albo i nie. Chcesz mi pomóc, bo mam jej serce chłopcze. A ty masz potworne wyrzuty sumienia, że moja siostrzyczka niańczyła ją, bo ty nie umiałeś? Bo ty robiłeś karierę?
Po tych słowach więźniarka wyszczerzyła zęby i ryknęła śmiechem, klaszcząc brawo samej sobie.
Wreszcie trafiła we właściwą strunę.
Mniejsza, że Caro nie była mamuśką dla Cathy.
Mniejsza, że wydawało się wręcz na odwrót.
Mniejsza, że te dwie dogadywały się jak siostry zostawiając młodszą Weiss w cztery oczy z samotnością.
Thomasa zabolało.
Tak jak ją wyjście zza kratek.
Czyli pomijając policzek, który nieopatrznie mu wymierzyła byli kwita.
Albo i nie.
Bo oczy blondyna się zaszkliły.
A ona nienawidziła łez.
-Morgi?- mruknęła- pogadamy zgoda. Tylko wiedz parę rzeczy. Nie będziesz po tej rozmowie pełniejszym człowiekiem, chyba, że nazywasz wypełnieniem potwora o imieniu prawda. A po drugie narażasz się. Nie na jakiś gang, czy przestępcę, broń Boże, jesteś zupełnie bezpieczny. Tylko na brzydką szkaradę czyli mnie i poznanie piękności pokroju mojej siostry. A jej przecież nikt się nie oprze, co?
-Przyjąłem- kiwnął głową- a dla równowagi ty pójdziesz na terapię. I przestaniesz się głodzić.
-Ja się głodzę?
-Nie każdy w więzieniu aż tak wygląda, wiesz? Jeszcze jakieś obiekcje?
-Tak. Nigdy więcej nie spotkasz się już ze mną w garniaku. I śmierdzący jakimiś duszącymi perfumami.
-Zrozumiano szefowo- zasalutował jej jak żołnierz w wojsku.
-I już ostatnie... Przyślesz mi...
-No, nie krępuj się, przyślę. Ja już słyszałem od kobiet wszystko.
-... tabliczkę białej czekolady?
Wyciągnąła rękę na zgodę.
Targ został dobity.
-W sumie to zabawne- zegarek rozpoczął odliczanie ostatnich dwóch minut ich widzenie- kwadrans temu chciałam Cię zamordować tą lampą, a teraz mi Cię żal.
-I wzajemnie- palnął- kto wie co się jeszcze stanie?
-Pójdziemy ze sobą do łóżka za trzydzieści sekund?
Skoczek zakrztusił się własnym oddechem.
-Żart. Tu nawet nie ma łóżka. Ale może być jeszcze gorzej, zakochamy się w sobie, czemu by nie?
Znowu nie uraczył jej odpowiedzią.
-Thomas?
-Co?
-Brałeś kiedyś jakieś prochy?
-Słucham dziewczyno?
-Ja też nie, paradoksalnie. Ale każdy ma swój dopalacz, tylko nie wie co nim jest. Co go pcha do przodu.
-Prawda za wszelką cenę, chyba...- wymamrotał.
-Koniec widzenia- do pokoiku władował się strażnik, mocno chwyciwszy Alice za rękę.
-Bo widzisz- wyrwała się szepcąc mu do ucha- moim jest zemsta...
Wyjęła z kieszeni więziennej koszuli fotografię.
Fotografię pięknej, młodej, naturalnej dziewczyny, która przyciągnęłaby chyba uwagę każdego, w promieniu stu mil.
-Nie tylko ona ma takie włosy- Morgi pierwszy raz dojrzał w twarzy Weiss nutkę wstydu- ja też byłam kiedyś blondynką. Choć teraz wyglądam jak siwa. Weź to sobie, mi po nic.
Drzwi huknęły.
Nie usłyszał już jej ostatnich słów...
Godzinę później rozkoszował się czystością powietrza, podpisując przy okazji autograf kelnerce klejącej się do niego w jego ulubionej, wiedeńskiej restauracji.
-Jasne, zrobię sobie z tobą zdjęcie. Natomiast przepraszam ale... Ale nie będę jadł.
Już wiedział, jak bardzo był w błędzie.
Ten dzień nie naprawił świata.
Najwyżej pchnął w dobrą stronę los jednego z siedmiu milionów istnień, stąpających po nim.
Z tym, że to istnienie nie nazywało się Thomas Morgenstern...
____________________________________
No;D
Odezwałam się wreszcie, jak widać.
Ten rozdział był taki, no nie wiem? Okrutny, bezuczuciowy, że miałam z nim problem.
Ale powiem, że u mnie już lepiej, znacznie lepiej, więc to opowiadanie nie będzie aż tak nieczułe, jak początkowo się zapowiadało (z tym, że zdania w sprawie jakiejś miłości nie zmieniam).
Teraz zacznie się już część obyczajowa, nareszcie;)
Chcę, tak czy siak skończyć do wakacji, aby móc się już tam skupić na moich ukochanych historiach^^
Tradycyjnie błagam o wybaczenie zaległości. Ogarniam naukę przez ten wolny tydzień, bo zależy mi, aby to wszystko załatwić jeszcze w maju. Ale do weekendu komentarze pojawią się na 100%.
Buziaki;*
I trzymam kciuki za wszystkie, zaglądające tutaj maturzystki.
Ach, wiesz co? Czasami sobie marzę, że napiszę Ci taki sam cudowny komentarz jaki Ty za każdym razem zostawiasz u mnie, ale ja chyba nie jestem stworzona do pisania komentarzy. A już zwłaszcza pod takimi cudownymi dziełami jak to.
OdpowiedzUsuńPowiem, że jestem trochę zaskoczona. Myślałam, że Alice będzie skrytą osóbką, która boi się odezwać i nie ukrywa swojego cierpienia, a tymczasem okazuje się, że ona potrafi świetnie udawać. W poprzednich rozdziałach, w których się pojawiła widzieliśmy pokrzywdzoną dziewczynę, a tutaj pokazała się jako twarda kobieta bez żadnych skrupułów. No bo żeby tak Morgiego w twarz uderzyć? I jeszcze ten pomysł z lampą... No ale wyczuwam tu jakiś powód, dla którego tak go przywitała. Chyba, że po prostu chciała w ten sposób zamaskować swoją prawdziwą twarz, czyli tą zagubioną, samotną...
A Morgi był tutaj takim idealnym przykładem na to co dzieje się w dzisiejszych czasach. Jesteś dobry - zaraz dostaniesz od kogoś w twarz. I może nie tak dosłownie, ale ludzie to po prostu wykorzystują na różne sposoby. Ta wzmianka raczej nie ma nic wspólnego z powyższym rozdziałem, to tylko moje nocne przemyślenia :p Bo nawet jeśli Morgi jest za dobry to nie można powiedzieć, że z tego powodu dostał w twarz, w końcu to było jego pierwsze spotkanie z Alice.
Strasznie się za Tobą stęskniłam, a tak jakoś ciężko mi Cię było złapać na gadu, żeby pogadać :< Nadrobimy to kiedyś, mam nadzieję :) Teraz kończę, bo jutro czeka mnie jeden z najcięższych dni mojego życia, który muszę jakoś przeżyć :<
Nadrabiaj co tam masz do nadrabiania w szkole, trzymam kciuki :) Kocham Cię <3 :*
Ja też tak ostatnio stwierdziłam, więc musimy się jakoś złapać, jak najszybciej;*
UsuńTa dwójka ogólnie by ze sobą nie porozmawiała, gdyby dziewczyna nie widziała w nim drogi do własnych porachunków. No, a on doskonale to wyczuł. Nie mniej jednak, choć przy okazji chce jej pomoc, nie należy zapominać, że ma w tym swój własny interes.
A lampa to tylko nieszkodliwa i dość śmieszna próba sił. Mówiłam, że żadna krew się tutaj nie poleje;)
Trzymaj się i do szybkiego usłyszenia<3
Twoje komentarze są cudowne. No i zawsze dbasz żeby były na czas, w przeciwieństwie do mojego spóźnialstwa.
Alice jest twarda. Albo chce za taką uchodzić. W każdym bądź razie na pewno nie lubi okazywać przed innymi swoich słabości. Może poza tą białą czekoladą...
OdpowiedzUsuńRzeczywiście, ten rozdział jest bardzo szorstki, tak to chyba nazwę, ale to właśnie jest fantastyczne, że potrafiłaś go tak stworzyć.
Ten Thomas to jest biedny. Jakiś taki zupełnie nieprzystosowany do świata, w którym żyje. Ja przynajmniej tak go odbieram. I chyba dlatego nie może sobie poradzić z tym, co się wokół niego dzieje - z Cathy i następstwami jej śmierci.
buziak :*
Dziękuję Ci bardzo;*
Usuń"Szorstki" to chyba najlepsze określenie, no i dlatego własnie miałam z nim dość duży problem, bo nie chcę na człowieka bez uczuć wyjść. Poza tym lubię jak jest pięknie i ludzie się kochają nawet w najcięższych chwilach, a to raczej nie pod tym adresem.
Zazwyczaj drobiazgi odsłaniają słabości człowieka. I podobno czasem przez nie można do niego dotrzeć.
Buziaki<3
Ach nawet nie wiesz, jak ja tęskniłam za Tobą i Twoim pisaniem. Za tymi metaforami, za cudownymi opisami. Może nie było ich w tym rozdziale za dużo, ale za to te co były to po prostu cudeńko. Czułam się, jakbym naprawdę weszła z Morgim do tego więzienia, a co więcej, jakby to było jedno z najgorszych miejsc na świecie. Gdzieś, gdzie nikt nie chciałby przebywać, nawet w roli chwilowego gościa. Czułam też, jak Thomas tam nie pasuje, a jednak jak pcha go tam jakaś niewidzialna siła, coś takiego, czego nie miał w sobie przy starciach z Mają czy z kolegami, czego nie miał nawet w tamtym wspomnieniu z Cathy, a przecież w jakiś pokręcony sposób, to właśnie Cathy go tam ciągnęła. To ona dodała mu tych sił, żeby nie dał się tej nieprzystępnej i agresywnej postawie Allie z początku rozmowy. W sumie to ona dała mu sił, aby nie uciekł już na sam widok Alice. Swoją drogą, to jak ją opisałaś było przerażająco piękne - przerażające i piękne. To co on oczekiwał zobaczyć, a później jak stwierdził, że stoi przed nim dziecko. Zagłodzone, wyniszczone i chyba nieco szalone dziecko, które na dzień dobry daje mu w twarz. A Morgi to wszystko zniósł. Ten sam Morgi, który potulnie zgadza się na wszystkie zachcianki Majki i daje się jej traktować niezbyt poważnie. Tutaj nie tylko nie uciekł, ale dał radę choć troszeczkę przekonać do siebie Alice. Chyba faktycznie chęć poznania prawdy za wszelką cenę jest jego narkotykiem, bo dała mu takiego kopa, że aż przyjemnie było popatrzeć na niego w tak twardej roli.
OdpowiedzUsuńJestem też zdecydowanie zakochana w tym, jak przedstawiasz Allie. Wydaje się, że ona nigdy nie była zwyczajną dziewczynką. Już sam prologwy opis pokazuje nam ją jako nieco inną, wyobcowaną, a jednak w tej części wydaje mi się, że ma żal, że siostra i Cathy ją odsuwały, że wolały swoje towarzystwo, a Allie skazywały na samotność. Później jednak Caroline całkowicie dopięła swego. Alli została całkiem sama, zamknięta za zbrodnię, której prawdopodobnie nie popełniła, z poczuciem, że siostra oszukała ją po raz kolejny. Zostawiła ją za kratkami z kiełkująca w niej nienawiścią i chęcią zemsty. To doprowadziło Alice do tego, co dostrzegliśmy w tym rozdziale. Jest twarda, nieobliczalna, ironiczna i zniszczona. Zniszczona częściowo przez samą siebie. Ta dziewczynka z pełną premedytacją robi sobie krzywdę, ale coś czuję, że teraz - podobnie jak Morgi - znalazła swój narkotyk, a raczej szansę na jego skosztowanie. Dostała swoją siłę, którą może choć troszeczkę wyciągnie ją z tej otchłani zniszczenia.
Ahhh, wydaje mi się, że ten rozdział to w ogóle nie ma rak i nóg i nawet w jednej milionowej nie oddaje mojego zachwytu i przemyśleń odnośnie tego co działo się w odcinku. po prostu nie jestem w stanie napisać, jak bardzo to uwielbiam. Nawet takie pozbawione uczuć, ciężkie rozdziały. Te uczucia są między wierszami, bo Allie może udawać szaloną twardzielkę, ale tak naprawdę jest tym rozbitym kryształem, który potrzebuje, aby ktoś go uleczył, choć rozcina każdy palec, który spróbuje go dotknąć.
Czekam na więcej i mam nadzieję, że nie każesz nam tak długo na siebie czekać, choć ja będę czekać tyle ile trzeba. Zawsze, bo kocham Twoje historie.
Dziękuję Ci bardzo;)
UsuńTak długo na pewno nie będzie, bo mam to opowiadanie dokładnie obmyślone, nareszcie.
Alice jest owszem zniszczona i ironiczna, ale ma też swoje ludzkie i powiedzmy w miarę normalne oblicze, które pokaże wam za niedługo. Myślę też czy nie zmieniłam Morgiego w zbyt wielkie ciele, które daje się tylko kobietom za nos wodzić. Cóż... Może i tak wyszło, ale jedno pewne. Nie chodzi mi o rycerza, który ratuje skrzywdzoną ofiarę. Ich relacja zawsze będzie się opierać na pewnym interesie. Gorzej z innymi postaciami babskimi, których tu szokująco jak na mnie dużo, ale już cicho.
I na koniec Cathy. Owszem, stanowi dla niego jakiś bodziec, wspomnienie. Ale tu (niestety, znając mnie;p) nie ma czasu na romantyzm, bo doskonale umie bez niej żyć.
Dziękuję bardzo<3 Nawet nie wiesz jak cieszy każdy twój wnikliwy komentarz;)
No tak, obiecałam Ci, że skomentuję wszystko, co napisałaś, tylko chyba zapomniałam, że to nie będzie zbyt proste, biorąc pod uwagę to, co mi do skomentowania zostało. Bo przecież to opowiadanie zawsze sprawiało mi trudności w pisaniu komentarzy i pewnie łatwiej byłoby gdybym przeczytała je do końca i machnęła jedną epopejkę. Ale postanowiłam sobie, że będę czytać rozdział po rozdziale, główkować nad komentarzami, żeby przedłużyć sobie przyjemność podziwiania tego dzieła.
OdpowiedzUsuńZaskakujący jest ten rozdział. Pakt zawarty przez dwie osoby, tak skrajnie różne, a jednocześnie w jakimś stopniu w podobnej sytuacji. Podobnej, bo ciągle ciężko im spojrzeć wstecz, tam gdzie czają się ich demony. Podwójne "C" teraz wydaje się być zrozumiałe.
A jednak ciągle jest tu tyle zagadek. Ten wyrok Allie... Czy też raczej jego przyczyna. I to, co teraz dzieje się z Caroline, której matkowała Thomasowa Cathy.
Ale mi się nasuwa przede wszystkim pytanie czy Thomas i Alice będą w stanie sobie pomóc, czy też wzajemnie się zniszczą, może nie wzajemnie, ale z powodu tego co będą dla siebie robić.
I jeszcze te ostatnie słowa dziewczyny, których on nie usłyszał... Zastanawiam się czy one nie byłyby tu kluczowe. Ale równie dobrze mogłaś chcieć tym podkreślić atmosferę więzienia.
No właśnie, bo ja nic o stylu... A to było tak cholernie realistyczne, wręcz nawet naturalistyczne momentami. A jednocześnie ciągle Twoje i piękne. W końcu jesteś moim geniuszem.