wtorek, 12 sierpnia 2014

11. Słowa nie znaczą już nic.



                                              ~~***~~

"I don't wanna talk 
About the things we've gone through 
Though it's hurting me 
Now it's history 
I've played all my cards 
And that's what you've done too 
Nothing more to say 
No more ace to play "

 Wspinając się po schodach bynajmniej nie układała przeprosin. Nie szukała sposobu wyplątania się z tego wszystkiego, (choć w sumie drzwi na dole były otwarte, a ona miała trochę banknotów w portfelu, więc bezbolesna ucieczka stanowiłaby jakieś rozwiązanie).
Zastanawiała się natomiast nad paradoksem wyrazu 'droga'.
Ktoś kiedyś powiedział, że jest to parcie do przodu, chwilowe pokonywanie nawet najcięższych trudów, aby w końcu znaleźć ukojenie. Co więcej... Nawet cofanie jest lepsze niż stanie w miejscu. Cofając się odbieramy bolesne nauczki, stanowiące konsekwencje głupoty, a więc w jakimś sensie dokonujemy rozwoju.
A stercząc bez ruchu wrastamy w ziemię, stając się głazami, nie wyposażonymi ani w serce, ani w uczucia.
Allie swoim małym, niedoświadczonym umysłem, może i zgodziłaby się z tą filozoficzną teorią. Jednakże właśnie poddawała ją przecież w wątpliwość...
Niewątpliwie pierwsze piętro wznosiło się ponad parter, więc szła w górę, co więcej do przodu. A jednak jakimś trafem czerwona sukienka, która przed zaledwie kwadransem omal nie przeniosła jej do raju, powodując wyznanie, jakiego nie spodziewała się usłyszeć w najśmielszych snach, teraz zdawała się zaprzeczać prawom grawitacji.
Pchając w dół i w dół, tracąc całą lekkość i zwiewność...
Obcasy postawiły ostatni krok pod drzwi thomasowej sypialni. Dziewczyna ściągnęła je z siebie, gestem świadczącym o nienawiści i pogardzie. Jakby była jakoś wewnętrznie przekonana, że nigdy więcej  jej się już nie przydadzą.
Ból obolałych stóp nie miał żadnego znaczenia, dłonie odrzuciły wręcz ich prośbę o pomasowanie. Zamiast tego zacisnęły się na klamce.

A ona swoim zgrzytem dała sygnał do rozpoczęcia ostatecznej bitwy.
                                             ~~***~~
                                            ^^ Muzyka^^
"The winner takes it all 
 The loser standing small 
 Beside the victory 
  That's a destiny "
Stwierdziła, że to jak ludzie zachowują się w sytuacjach stresowych, świadczy jakimi są ludźmi.
Bo "Maja" czesała sobie włosy, bujne, złote i śliczne. Jakby od razu zyskując nad nią samą, pełną kompleksów i poczucia własnej winy olbrzymią przewagę.
-Alice chyba chce nam coś powiedzieć- wyszczebiotała- a mi się akurat złamał paznokieć. To może pójdziemy do stołu, co? Jak tylko go przypiłuje.
Młoda Weiss spojrzała nad nią spod łba i już wiedziała, że w jednym się zgadzają. Jej rywalka też chciała prawdy, opowiedzianej po swojemu, kiedy indziej.
Ale w istocie rzeczy tej samej.
A w tym konkretnym momencie chciała ją zagłuszyć.
Paznokciem.
Dając do zrozumienia, że Allie jest mniej warta od owego paznokcia.
O nie kochana... Lata twoich rządów dobiegły końca.
-Chyba gdybym usiadła do posiłku, zadławiłabym się szopką, którą odstawiasz.
-Malutka...- Blondynka dotknęła jej policzka- sądzisz, że on by Cię pokochał. Byłby w stanie?
-Wiesz co? Mam gdzieś czy by mnie pokochał- poczuła łzy na policzku- ale wiem jedno. Ty go już nie skrzywdzisz żmijo, nie pozwolę Ci na to. Nigdy.
Obie zdawały sobie sprawę, że to co robią jest śmieszne. Ich decydująca walka przeradzała się w kłótnie nastolatek o faceta. Faceta, siedzącego tuż obok, obgryzającego z nerwów paznokcie i patrzącego uparcie przez okno, jak gospodarz czekający na gościa.
Ponieważ czekał. W przeciwieństwie do obu kobiet ciągle uważał, że nie rozwiążą swoich problemów w trójkę.
Że brakuje tego ostatniego ogniwa, które ze stuprocentową pewnością zaplanowało całą intrygę.
Gdy usłyszał słowo 'roztrzygająca' zaczął aż czekać na to ogniwo.
Jednocześnie pragnąc wyjścia własnej narzeczonej, która w jego mniemaniu nie miała nic wspólnego z nieszczęściem jego życia...

-Nie czekaj Thomas- Allie pierwszy raz od początku swojego pobytu w pomieszczeniu spojrzała na niego- nie... Nie masz na kogo. Jesteśmy w komplecie. Nieprawdaż siostrzyczko?
Morgi instynktownie podniósł głowę. Modelka wyraźnie straciła grunt pod nogami. To słówko, miało być 'koniem trojańskim' w jej rękach, a tym czasem to młoda użyła go pierwsza, przebijając jednocześnie przez siatkę piłeczkę prowadzenia.
Chłopak widział ją taką pierwszy raz w życiu, wciśniętą w kąt, z posiniałą, wręcz zielonkawą twarzą. Doprawdy sądził, iż nie jest to możliwe.
-Majka?- spytał niepewnie- wszystko dobrze?
-Ta wariatka oszalała- ten wrzask miał mu starczyć za odpowiedź- żądam aby natychmiast opuściła nasz dom. Sprowadzasz jakieś kryminalistki...Zresztą- upuściła kosmetyczkę- rób co chcesz, ja wychodzę.
-O nie- Alice wyjęła klucz z drzwi, rozpoczynając ofensywę- ty nie wyjdziesz- wrzuciła metal pod dekolt, czując chłód napierający na znacznie cenniejszą rzecz przechowywaną pod sukienkę- choćbyśmy wszyscy troje mieli tu umrzeć ze starości... Bez prawdy żadne z nas nie przestąpi tego progu.
-Powinnam Cię zabić- warknęła piękność- zabić jako małe ciele podziwiające kryształki. Najlepiej niechcący dosypując coś do tej nieszczęsnej czekolady... Nie zgodziłam się wtedy na to, nie zgodziłam... Sądziłam, że jesteś zbyt głupia, żeby mnie zniszczyć.
-Ty płaczesz?- szepnęła kasztanowowłosa, chcąc zahamować bieg akcji- to płacz. A ja w przeciwieństwie do Ciebie spojrzę mu w oczy. Potrafię to zrobić.
Thomas...
-Dziewczyny... Możecie przestać mówić metaforami- jęknął tymczasem skoczek- proszę was, ja nie rozumiem. Czemu przedrzeźniacie się od jakiś 'sióstr'? Maja? Maja, czy ty coś brałaś?
Blondynka obsunęła się na podłogę, a Alice pokręciła smutno głową.
-Tu nie ma czasu na metafory i wiersze- zrobiła krok do przodu, jakby chcąc go przytulić- tu... Jest tylko szczerość i... Można by rzec biologia.
Czuł cztery mocno pomalowane oczy, czekające niecierpliwie na jego odpowiedź, lub choćby najmniejszą reakcję. A jedynym wyrazem jaki przychodził mu do głowy był przecież 'absurd'. Te dwie burzowe chmury rodziną? Tak bliską? Taką co powinna w każdej chwili być gotowa oddać za siebie życie?
Ale one nie kłamały.
Nie teraz.
-Mała- odparł w końcu- nigdy nie wspomniałaś mi o żadnej drugiej siostrze. A ty... Ty to w ogóle przecież jesteś jedynaczką, a rodziców masz w Szwecji i zerwałaś z nimi kontakty po osiemnastce...
Weiss czuła, iż trzyma mu nad głową miecz. Po czym opuściła go w dół.
-Bo nie mam żadnej, drugiej siostry...

Czekała aż pierwszy szok minie. Czekała cierpliwie, marząc tylko aby dane jej było przejąć cały jego ból. Aby najbardziej nie musiał cierpieć ten, który zawinił najmniej.
Jeżeli zaufanie w ogóle można rozpatrywać w kategorii winy.
A potem wyjęła spod sukienki kartki z kuferka. I podała mu je wszystkie oprócz jednej, tej najważniejszej.
Był na to najwłaściwszy moment.
Bo one rozwiały wszystkie resztki jego nadziei, zatrzymały na wargach desperackie pytanie.
Bo one były dokumentem.
Aktem potwierdzającym zmianę tożsamości.

Zamknął oczy, jakby odgrodziwszy się nimi od całego świata. Po czym nagle otworzył je z powrotem, pełne niespotykanej furii.
-Powiedz coś- wstrząsnął narzeczoną- powiedz czemu mi to zrobiłaś. I wreszcie nie drwij sobie że mnie, w porządku? Nie masz już po co. Dobrze o tym wiesz...
-Co ja Ci zrobiłam? Pytałeś się kiedyś pod jakim nazwiskiem przyszłam na świat? Nazywam się Maja, od kilku lat jestem Mają i to jest akt prawny. Wiele modelek tak robi, rozpoczyna nowe życie z nowym imieniem.
-Życie pustej lali?- nie wytrzymała Allie- Thomas, kto powinien wylecieć z tego domu? Ja?
-Nikt, Alice. Nikt. Zresztą zaraz wszyscy wyjdziemy. Ostatnia prośba... Chcę wreszcie wiedzieć czemu Cat umarła.
Wiedział, iż całkiem świadomie nie skorzystał ze zwrotu 'zabiła się'.
-Chcesz wiedzieć?- mruknęła młodsza Weiss- no to kto zaczyna?
Szybko jednak zmieniła ton, pod wpływem jego spojrzenia...
To miała być jej zemsta. Jej idealna, błoga zemsta, planowana przez te wszystkie lata w zimnej celi.
Miała być, ale kiedy nadeszła nie była już rozkoszna.
On wydał się ważniejszy.
Zganiła samą siebie za tą myśl.
-Dobrze- zaczęła- musimy się cofnąć w czasie, bardzo, bardzo, do czasów kiedy byłam jeszcze 'tępym, upośledzonym dzieckiem'. Wiesz jaka była Cathy?
-Cudowna- parsknął- wyjątkowa dziewczyna. Zanim zadała się z nieodpowiednimi osobami...
-Nieprawda- wtrąciła szyderczo blondynka- to znaczy może i była jedyna w swoim rodzaju. Ale była zbyt słaba Thomas, przepełniona kompleksami, do których się nie przyznawała. A życie z tobą, już w ogóle nie było dla niej...
-Po tym wszystkim- uderzył ręką w kant od łóżka- po tym wszystkim jeszcze jesteś w stanie ją obrażać? A może... Może ty ją zwyczajnie zabiłaś, co? Może powinnaś gnić w więzieniu, w które wpakowałaś Allie?
-Allie nikt nie kazał. Zresztą...-wyraźnie zaakcentowała to zdanie- nie mówimy teraz o Allie. A Catherine wiesz gdzie poznałam?
-No gdzie zastawiłaś na nią sidła?
-Sidła? Nazywaj to jak chcesz. Na zjeździe początkujących modelek. Albo kandydatek na modelki.
Morgi spuścił zasłonę w oknie, po czym położył sobie poduszkę na twarz.
-Czego ja się jeszcze dowiem? Bo już nic mnie nie zdziwi... Po dzisiejszym dniu...
-Ona była jedną z tych naiwnych panienek, które w ogóle nie pasują do mojego świata. Naczytają się o wielkich karierach, sławach i wybiegach. O absurdalnych historiach dziewczyn znikąd, które docierają na sam szczyt. I od razu liczą, że ktoś im będzie operacje plastyczne fundował, zakryje ich niedoskonałości. W dziewięćdziesięciu  procentach myślą tylko o jakimś facecie, który może je zostawić.
-Ty nie mówisz o Cathy. Nie znałaś jej, nie znałaś jej prawdziwej.
-A ty Skarbie nie wiesz co robi z kobietą zazdrość. O te wszystkie, które chcąc nie chcąc musiałeś widywać, gdy twoja kariera nabrała zawrotnego tempa. Miała w sobie coś ładnego, miała tą uroczą naturalność, za którą oddałabym wszystko. Ale pragnęła być perfekcją. Bo tylko perfekcja przetrwa u boku gwiazdy.
-Dzień po dniu podsycałaś w niej tą myśl- uzupełniła Alice- z nastoletniego pragnienia bycia piękną zrobiłaś obsesję.
-Ja wiedziałam poco tam jestem- stwierdziła sztywno Caro- nie robiłam tego dla kogokolwiek, tylko dla siebie. Nigdy nie chciałam być ukochaną córeczką rodziców, dla której planują karierę naukową. Musiałam się w kółko buntować. Będąc w dodatku nianią niepełnosprawnej siostrzyczki... Mi miało być łatwo? To było moje marzenie od urodzenia, od dziecka.
- Dziewięćdziesiąt procent- powtórzyła jak echo młodsza Weiss- więc dlaczego zainteresowała Cię akurat Cat? Przecież na początku była tylko jedną z mnóstwa koleżaneczek od zakupów. Tylko, cóż to ona była w związku ze znanym sportowcem... Inne kochały zwykłych szczeniaków, nieprawdaż?
-Byłyśmy przyjaciółkami... Trochę odchudzania, dodawania urody i szybko okazało się, że najbardziej z całej stawki to my dwie mamy szansę na przyszłość.
-Tylko uczciwie zajęło by to sporo czasu...- z dekoltu Al wyłonił się ów najważniejszy z papierów- więc gdy mojej drogiej starszej siostrze zaproponowano czarne interesy nie wahała się ani przez moment.
-Cathy też nie- padła odpowiedź- początkowo?
-Czarne interesy?- usta chłopaka pytały, choć on sam nagle stał się zwolennikiem błogiej niewiedzy.
-Po co umawiały się z jakimiś facetami wieczorami to ja już nie wnikam. Ale drobne brudy, kradzieże i narkotyki widziałam na własne oczy. Bo któż będzie podejrzewał, że śliczna dziewczyna, za którą wszyscy wodzą wzrokiem, wchodzi do klubu jako dostarczycielka prochów.
-To wszystko było kłamstwo, ciągnęło się w nieskończoność i jeszcze dłużej. A ciągle nie dostałyśmy okładek i pokazów...
-Ona była ofiarą- przyznała mała- ale tobie to psie życie nie przeszkodziło bynajmniej w powiększeniu sobie piersi i chwaleniu się tym na prawo oraz lewo.
-Skąd ty to wszystko rozumiesz Alice?- modelka nie szukała już żadnych argumentów.
-A co? Kogo sprowadzałaś do domu podczas nieobecności rodziców? Ile takich imprezowych wieczorów spędziłam skulona w szafie, żeby nikt nie próbował się do mnie dowalać? Rozwijałam się trochę wolniej od innych, ale to nie znaczy...
-Nigdy tak nie mówiłam.
-Ty nawet miesiąc temu to sugerowałaś. Wmawiając mi z uśmiechem, że widzimy się po raz pierwszy w życiu. Albo, że tylko znasz niejaką Caroline...
-Możemy wrócić do tematu, a potem rozwiążecie swoje rodzinne spory?- skoczek nie chciał już dłużej uświadamiać sobie własnej naiwności.
-No więc... Jak mówiłam Cathy szybko przestała wytrzymywać. Ja próbowałam ją wspierać na duchu, objaśniałam, że to krótkotrwała cena szczęścia, że robi to też dla Ciebie, dla waszej przyszłości...
-Słyszysz? Zdradza Cię dla waszej przyszłości, przecież to jest chore!
-Mógłbyś wytłumaczyć Alice, żeby się zamknęła?- blondynka nie usłyszawszy odpowiedzi zaczęła kontynuować- ale ona stwierdziła, że z tego wychodzi. Nie było tak łatwo, trochę ją poszarpali, niestety na oczach naszego czułego stworzenia, bardzo wrażliwego na ludzką krzywdę.
-To, to... Była ta pierwsza noc? Alice?
-Siedziałam na zapleczu SilverStar- szepnęła mała- ona- pokazała palcem na przerażoną piękność- kupiła mi jak zawsze coca-colę. Miałam siedzieć grzecznie i oglądać telewizję, a potem opowiedzieć rodzicom, że jest kochana, opiekuje się mną i dba o wszystkie leki. Tylko, że ... Zobaczyłam przez dziurkę od klucza jak Ci faceci traktują Cat. Bogu dzięki się wyrwała i nie pojawiła już tego wieczoru. Ale... Oni zaczęli rozmawiać, że przydałoby się jej pozbyć, że zaczęła zbytnio zawadzać. A ja ją kochałam jak własną rodzinę. Zawsze mnie zauważała, traktowała jak człowieka. To z tym nożem było nagłym impulsem. Do głowy mi nie przyszło, że robię coś złego. Myślałam, że to jest właśnie tak zwana 'obrona konieczna'... Wzięłam kilka łyków wódki dla odwagi i wyszłam.
-Ale ściągnęłaś nieszczęście na nas wszystkich. Thomas... Gdyby nie ten jej durny wybryk twoja Cathy żyłaby pewnie do dziś...
-Żyłaby?- Allie wyciągnęła pożółkłą kartkę.
-Strasznie przejęła się tym 'aktem obrony' i wypadkiem. Chciała latać nieustannie do małej do szpitala, a ja niezależnie od własnej woli robiłam to wraz z nią.
-A czarny świat?
-Odwalił się od niej- Caro wreszcie podniosła głowę- i dopieprzył się do mnie. Byli wściekli, że wmieszałam w to dziecko. Mniejsza już o próbę zabójstwa bo ten gość się z tego wylizał. Ale bali się, że Alice wie coś więcej, że policja zacznie grzebać w tym co dzieje się w SilverStar.
-Cat to dobiło?
-Już wtedy chciała uciec za granicę, nie mówiąc nic nikomu- dziewczyna wzruszyła ramionami.
-A ty pomagałaś jej zbierać na to kasę. Wiesz? Ona już wtedy złożyła te papiery o zmianę nazwiska, spójrz na datę. I podśpiewywała sobie co zrobi po pozbyciu się przyjaciółki. Czarny rynek nie dał jej sławy, powtórnie chciała więc postawić na Ciebie.
-Pieprz co chcesz mała... Jedno jest pewne. Podjęła decyzję o waszym rozstaniu. A potem nagle tego feralnego dnia...
-Co...?
-Usłyszałam, że znowu się zeszliście, że olewa cały modeling i ratuje waszą miłość. No więc...
-Ja Ci skończę Morgi. Cat musiała ostatecznie pozbyć się tych gnojków. To miał być jej ostatni wieczór, tylko że... Pokazywałeś mi tego jej sms-a, tego dziwnego. No więc to moja droga siostrunia go stworzyła. Chciała żebyś przyjechał do klubu, na dodatek z kolegami, zrozumiał, że twoja ukochana Cię zdradzała i puścił ją kantem.
-Alice... Teraz jesteś niesprawiedliwa! Wtedy...
-Nie tylko on nie wie co się wtedy stało... - kasztanowa zaśmiała się nerwowo - Ty też nie wiesz wszystkiego Car. I ja też nie wiedziałam. Aż do dzisiaj...
Zapadła cisza...
                                                                    osiem lat wcześniej
Gdy zobaczyła Cat tamtego popołudnia, wiedziała, iż coś jest nie w porządku. Bardziej niż kiedykolwiek. Odwiedziła ją sama, bez zimnookiej Caroline.
Przypuszczała, że nawet bez wiedzy owej Caroline...
-Alice- szepnęła- dasz to mojemu chłopakowi, zgoda? Choćby nie wiem co.
Wcisnęła jej do ręki małą kopertę wymalowaną w tulipanowe kwiaty-
I zamknij moją skrzynkę w pokoju, tą którą tak kochasz się bawić.
-Ale ja jestem w szpitalu. Leżę... Czekam na przeszczep- mruknęła.
-Wyjdziesz z tego mała, z pewnością. Już nie długo. To nie twoje porachunki i nie pozwolę abyś za nie cierpiała. Tylko oddaj to Thomasowi. I... Jakiekolwiek pytanie Ci zada, odpowiedź szczerze.
Wyjęła z torebki opakowanie białej czekolady, jakby pokazując je komuś przez okno.
Na widok rozradowanych oczu i wyciągniętych dłoni szesnastolatki pokręciła jednak przecząco głową.
-Nie... Te kostki nie są twoje. Zachowam je dla siebie...
Wyszła bez pożegnania.
     
                                                                     kilka miesięcy później:
Chciała spełnić choć tę najmniejszą część prośby Cathy.
Cathy, której już nigdy miała już nie zobaczyć. Nigdy nie podziękować jej za całą dobroć.
Za serce, które szybkimi ruchami biło w jej piersi.
Uciekła ze szpitala i gdy tylko koledzy brata dziewczyny naiwnie otwarli jej drzwi, pobiegła na piętro. Wymyśliła, że zamknie w skrzynce wszytko. I list Cathy do chłopaka. I to co na prawdę miało tam być. I prośbę siostry o zmianę tożsamości.
Po prostu zagrzebie wspomnienia, zamiast tłumaczyć się z nich obcym ludziom.
Przechodząc przez hall instynktownie zajrzała do salonu, w którym Caroline tak bezczelnie pogrywała sobie jakiś czas wcześniej ze skoczkami.
Siedzieli tam rodzice Catherine, jej brat, dziadkowie  i blond-włosy zapłakany chłopak, którego nigdy wcześniej poza ekranem nie widziała.
-Coś ty jej zrobił?- wszyscy patrzyli na niego z niemym wyrzutem- najbardziej chętna do życia istota na świecie,  a teraz? Zdradziłeś ją?
-Nic, na prawdę nie wiem co się działo. Próbowałem...
Al poczuła, iż cała jej dusza płonie.
-Próbowałeś? A to: "wiesz już, że nic nie trwa wiecznie? Nie miałam powodu. Chciałam Ci tylko zrobić na złość"? Do kogo to niby miało być skierowane?
Nie miał siły odpierać tych zarzutów.
A ona miała w posiadaniu koronny dowód jego niewinności.
Pięć minut później zatrzasnęła go zabierając do niej prawo im obojgu.
Na długie osiem lat.
Bo ciągle nie chciała skrzywdzić  siostry.
                        ~~***~~
"The gods may throw a dice 
Their minds as cold as ice 
And someone way down here 
Loses someone dear "
-Nie umiałam Ci wtedy spojrzeć w oczy. Byłeś taki... Taki ufny, że bałam się, że zamiast mówić o Cat, padnę Ci do stóp i będę prosić, żebyś mnie ratował. Przeczytałam ten list dopiero dzisiaj. Po treningu zmusiłam twoich kolegów do przewiezienia mi skrzynki. Zdziwisz się siostra- dodała- nawet ty nie umiesz przewidzieć wszystkiego. Sznurki wypadły Ci z dłoni.
                
"NIE MAM CZEGO CI TŁUMACZYĆ, MOGĘ TYLKO PRZEPROSIĆ. I SPRÓBOWAĆ CIĘ OSTRZEC...
Posłuchaj Skarbie, ta mała opowie Ci dlaczego byłam taka, dlaczego znikałam, dlaczego Cię omijałam. To długa opowieść, a już nie mam na nią czasu. Jeżeli pragnę, żeby mi się udało, muszę działać szybko i sprawnie. I nie zatrzymać się nawet na myśl o tobie.
Bo nie odbudujemy tego co nas łączyło. Naważyłam zbyt dużego piwa, bojąc się, że jestem niedoskonała. Że prosta, zwyczajna dziewczyna pewnego dnia przestanie Ci wystarczać.
Ale wracając Allie wie co było do wczoraj. Natomiast ja muszę opisać Ci dzisiaj. To co się stało i co dopiero się wydarzy...[***]"
                         ~~***~~
                    
                                                                                      osiem lat wcześniej:
-Ooo, nasza Cath przyszła...                       
Wzięła mocny łyk świeżego powietrza, po czym zatrzasnęła drzwi wypełnionego tytoniowym dymem klubowego poddasza. W około panowała atmosfera pełna strachu i grozy. W kątach leżały do połowy opróżnione, rozbite butelki po piwie, a ściany zasłonięte były przez zdjęcia dziewcząt z kolorowych pisemek.
-Cóż ty taka nieumalowana maleńka?
-Przyszłam się pożegnać, definitywnie- noc spędzona z ukochanym wyraźnie dodała jej odwagi i pewności siebie- odchodzę... Mówiąc cokolwiek oskarżyłabym także samą siebie, więc będę milczeć jak głaz. Wszystko co tu robiłam pójdzie ze mną do grobu.
-Skoro tak słońce to idź sobie - zdziwiła się, iż mogło pójść tak łatwo - ale najpierw będziemy mieć dla Ciebie jeszcze jedną propozycję, zgoda? Tylko poczekaj chwilę za drzwiami, musimy skończyć rozmowę z twoją przyjaciółką...
Caroline siedziała między nimi, w białych szortach, które bardziej służyły jej za ozdobę, niż zasłaniały choć milimetr długaśnych nóg. Przygryzła wypalonego peta, żując go w ustach, z każdą sekundą intensywniej i intensywniej. Zachowanie wychodzącej bardzo jej się nie podobało. Wspólniczka wyraźnie przestawała jej ufać. Z jednej strony wmawiała jej, że wraca do chłopaka, że chcą spróbować po raz kolejny. A z drugiej... Caro przeglądając torebkę brunetki, widziała przecież ten bilet lotniczy do Hiszpanii na przyszły tydzień. Może zamierzała wyjechać i wrócić?
Droga wolna. Z tym, że tego swojego już wolnego nie znajdzie.
Nie ją jedną męczy brudne życie zamiast pławienia się w luksusie...

"[***] Nie wiem czemu uważam, że wersja o naszym powrocie do siebie, była najlepszą ze wszystkich możliwych bajek. Może pasowała do mojej mentalności? A może po prostu wiem, jak bardzo moja najlepsza przyjaciółeczka pragnie Cię poznać, ostrząc na Ciebie zęby?
Tak czy siak... Decyzję o skończeniu ze sobą podjęłam już jakiś czas temu. To była decyzja dojrzała i świadoma, nie błąd pod wpływem alkoholu. I ta podróż na Półwysep Iberyjski właśnie do tego miała służyć. Z dala od wszystkich, którym mogło to sprawić ból. Widzisz? Kupiłam bilet tylko w jedną stronę. Bez miejsca w luku bagażowym. Po cholerę mi jakieś ciuchy?
Z tym, że okoliczności zadecydowały, że będzie inaczej...[***]"

Stanęła za framugą. Wcale nie po to, aby kogokolwiek podsłuchiwać, po prostu nie widziała już dalszego sensu łażenia po tym parszywym miejscu. Ale to co do niej dotarło przeszło najśmielsze oczekiwania.
-Carol... Złamałaś podstawowe zasady... Trzymając na zapleczu jakieś psychopatyczne dziecko żrące czekoladę.
-To jest tylko mała dziewczynka- mruknęła blondynka - moja rodzinka dzięki niej niczego nie podejrzewa- a ona nie kojarzy faktów. Działa jak trzylatek.
-A co cholera, jak ten trzylatek porobił sobie dla zabawy zdjęcia przez dziurkę do klucza. Albo nagle znormalnieje i powie coś w sądzie?
-Allie nie umie mówić - zaczęła swoje standardowe kłamstwo- tylko płacze i krzyczy. Ponadto przecież wam mówię, ona czeka na przeszczep, jest bardzo, bardzo chora. I połamana po tym nieszczęsnym wypadku z drzewem- poprawiła uwodzicielsko koszulkę.
Ale tym razem, jej urok, którym zamierzała podbić świat nie podziałał.
-Tego stworzenia trzeba się w tempie natychmiastowym pozbyć, moja droga.
-Słucham? - liczyła, że od duchoty wnętrza zaczyna mieć omamy.
-Ty się jej pozbędziesz. Przecież wadzi Ci w życiu i karierze? Wiesz co to?- poczuła małą paczuszkę w ręce.
-Czekolada...- wyjąkała głupawo- biała czekolada.
-Jakby Ci to powiedzieć... Z dodatkami - dostrzegła lekko uchyloną metalową folię - mała będzie mieć prawdziwą ucztę... A potem obędzie się szybko i bez bólu. A jako, że jej serce w każdej chwili może stanąć kompletnie nikt się nie domyśli.
-Nie - machnęła ręką - mogę jej sobie nienawidzić. Niszczy mi życie, wpatruje wszędzie te swoje ogromne, cielęce oczy, przynosi wstyd. Nienawidzę jej najbardziej na świecie, ale jej nie zabiję. Nie przyłożę do tego dłoni.
-Czyżbyś była tchórzem ślicznotko? A może jakaś moralność. W kobiecie, która gdy tylko jest wstawiona bredzi o facecie najlepszej znajomej.
-Jestem modelką. A nie dziwką- trzasnęła drzwiami popychając z całej siły wstrząśniętą Cat.

Która zaraz zajęła jej miejsce przy stoliku.

-Ostatnie słowo - szepnęła udając, iż nie słyszała niczego. Jednocześnie ze wstydem musiała sobie przyznać, że jest zawstydzona. Odmowa Caroline wprawiła ją w szok. Była przekonana, że "przyjaciółka" wyściska za taką ofertę wszystkich obecnych.
-Nie udawaj - usłyszała - rozumiesz doskonale. I Ty też wiedziałaś o tej małej.
-Miała być propozycja- wykalkulowała zimno.

"[***]Wiedziałam już co mi zaoferują. I wiedziałam też co odpowiem . Co do marnego dwuliterowego słówka.  Skoro Caro nie chciała zabić Allie to ja mogłam wykorzystać tą sytuację. W najlepszy możliwy sposób[***]"

-Wszystko co mamy dla was dwóch będzie twoje. Wszystkie obiecane kontakty z projektantami wakacje i sesje. A jeśli dalej stawiasz na swoim, będziesz mogła odejść i być szczęśliwa po swojemu czerwone pudełko smakołyku zawirowało uwodzicielsko w powietrzu - będziesz silniejsza niż ta, która uważa siebie za szczyt odwagi? Zajmiesz się "prezentem"?
Przełknęła ślinę.
-Zrobię to. Bez mrugnięcia okiem.

Wychodząc przed SilverStar natknęła się na blondynkę. Blondynkę, która zdenerwowana zerowała kolejną butelkę. I w życiu nie miała pojęcia  o decyzjach, jakie zapadły kilka metrów nad jej głową.
-Zostajesz?- spytała zaskoczona.
-Będę wieczorkiem- skwitowała Cat krótko - przypilnujesz mojego sweterka?- podała jej przepełnione cekinami bolerko, po czym w obstawie wsiadła do auta. Srebrnego, jak prawie wszystkie, które tam stały.
Caroline spoglądała za nią zaskoczona. Liczyła, że towarzystwo zajęte przyjaciółką zostawi sprawę z Alice w spokoju. A jeżeli mała przeżyje potencjalny przeszczep, jeżeli w ogóle go dostanie to wyśle się ją do domu rodziców, do Skandynawii.
-A ja pomyślę sobie - jęknęła przeciągliwie. 
Po czym wyjęła komórkę ze świecącej kieszeni. I napisała pamiętną wiadomość.

"To właśnie zrobię Skarbie. Pojadę z nimi do szpitala, pokaże im paczkę przez szybę, tak jak było w umowie, dam Al list i zniknę. A potem na strychu spróbuję czekolady. Dawno nie jadłam słodyczy...[***]"
Trzy godziny później bawiła się klekoczącą deską w podłodze. Tabliczka z pewnością była pyszna. Jak te wszystkie, które zjadała z Thomasem. Miętowe, karmelowe, wiśniowe, popite kolorowymi drinkami. Jak wszystkie szczęśliwe chwile.
Prysnęła sobie w twarz arbuzową mgiełką do ciała, ostatni raz wdychając w nozdrza błogi zapach. Zachciało jej się płakać. Cholera... Umierając chcemy mieć obok naszych bliskich, chcemy wiedzieć, że wszystkie nasze głupoty są w jakiś sposób odkupione i wybaczone. I, że jest jakiś drugi świat, na którym każda łza jest odkupiona równą porcją szczęścia.
Ona nie miała żadnego z tym komfortów.
Czując palenie w gardle, powolnym krokiem opuściła stryszek zaczynając schodzić na dół. Nie dlatego, aby nieszczęsny klub pustych rozrywek był idealnym miejscem na ostatnie spojrzenie.
Ale chciała aby ktoś wezwał pomoc. Aby ta przyjechała na tyle szybko, aby substancja, która miała  ją zabić, nie zniszczyła wszystkich jej organów. Aby Alice, czy jakieś inne bezbronne stworzonko mogło jeszcze pocieszyć się ziemską wegetacją.
Na ziemi na dole siedziała Caroline obściskująca się z jakimś chłopakiem. Brunetka spojrzała jej w oczy, po czym przyłożyła palce do mokrych ust. I dojrzała na paznokciach stróżkę krwi.
-Cat?- piękność zerwała się z kolan nieznajomego. Jakoś odruchowo poczuła co właśnie zaszło. Z tym, iż była przekonana, że przyjaciółka nie wiedziała czym jest 'podarek'. Że to, iż go spróbowała to nieszczęsny wypadek przy pracy.
Caroline Weiss była okrutna i bezwzględna. Fortuna zaślepiła jej oczy. Ale wśród drobnych gier i niszczenia innych, nie widziała miejsca na śmierć.
-Dzwoń po pogotowie- wrzasnęła w kierunku barmana- dzwoń.
Ale już miała w sobie przeświadczenia, że jedyne co jej zostało to udupienie Allie, ucieczka na jakiś czas, a potem polowanie na Thomasa. 

Są niestety ludzie, w których pustość i pieniądze potrafią uśpić sumienie.

A Cathy położyła głowę na jakże rozkosznej dla rozgrzanego czoła zimnej posadzce.
Przemknęła ostatnią łzę i straciła przytomność.

"Zapomnij mnie, wymarz mnie z pamięci, zostań gwiazdą lepszą od wszystkich, swoich idoli i nigdy nie pozwól Caroline dobrać się do siebie. Zgoda? 
Tylko o jedno śmiem jeszcze Cię poprosić, o pomoc dla tej dziewczynki. Bo ona została sama i sobie pocierpi. Między innymi  za mój debilizm.
Przepraszam za ostatnią noc. Była najcudowniejsza na świecie. Ale jej też już nie wspominaj.
Catherine".
                                                 ~~***~~
Płakał jak jeszcze nigdy. Nad żałością tego życia. Nad tym co Ci ludzie potrafią sobie ubzdurać. Niszcząc wszystko. Mordując każde piękno.
Plus nad tym, że nie dostał okazji na opiekę nad małą Weiss.
Tymczasem ona już ochłonęła.
-Myślałaś, że to był przypadek, co? A ja przez te wszystkie lata myślałam, że to był twój, prywatny plan zabicia mnie. Ale i tak... Jesteś najgorszą istotą jaką kiedykolwiek spotkałam...

Ponownie włożyła klucz w zamek.


     ______________________________________________________________________

Nareszcie dziewczyny, choć samą mnie to przeraża.
Do niedzieli miałam tylko telefon, wczoraj odpoczywałam, więc dopiero dziś dobrałam się do bloggera i poświęciłam temu czemuś. A jutro komentuję wasze cuda.
Buziaki:*

5 komentarzy:

  1. Ojej.
    Ciężko mi jest to jakoś sensownie skomentować. Ciebie to przeraża i muszę przyznać, że mnie też. Po raz kolejny stworzyłaś opowiadanie, które jest niewątpliwie wybitne i które jest inne. Wyjątkowe. Takich opowiadań nie ma więcej i to też jest fantastyczne.
    Muszę Ci powiedzieć, że teraz najbardziej zastanawiam się nad tym, jak to zakończysz. Bo właściwie wszystko jest już jasne. Ale nie mogę oprzeć się wrażeniu, że z Thomasa, który już jest kupką nieszczęścia, zostanie jeszcze mniej. I bardzo się tej wizji boję.
    Buziak, skarbie :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Nareszcie nieco sobie przemyślałam i mogę spróbować napisać komentarz.
    Zacznę od tego, że ilekroć czytam to opowiadanie, to wpadam w dziwną melancholię. Ten przedstawiony tu świat jest pozbawiony nadziei, szczęścia. Właściwie jest tylko zlepkiem iluzji i gierek. Każdy tu gra, lub grał. Caroline, Cathy, Thomas, Alice. Każde z nich. Caroline bo zawsze chciała "być kimś", bo zaślepiła ją żądza kariery, Cathy, bo pragnęła byc idealna, paradoksalnie dla miłości, która nie powinna stawiać warunków, Thomas bo probował być zimny, obojętny i w ten sposób zapomnieć o Cathy, a Alice... Bo grała silną i bezuczuciową. A tak na prawdę jest cholernie skrzywdzona.
    Moje główne podejrzenie się sprawdziło, brakowało mi własnie tych kilku szczegółów, które teraz sprawiają, że wszystko jest spójne i wytłumaczalne. Nic tu nie było przypadkiem, nic nie wydarzyło się niespodziewanie. I chyba własnie to mnie przeraża.
    Przeraża mnie również to, co stanie się z Thomasem. Nie ukrywajmy, że dostał nieźle od życia. Co go jeszcze czeka? Nie wiem, czy mieć nadzieję na szczęśliwe zakończenie, bo obawiam się, że tu nie jest możliwe. Pozostaje więc czekać.
    Ściskam mocno i podziwiam :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja się tylko mogę w stu procentach zgodzić z Mouse, bo ona po prostu wyciągnęła mi wszystko z ust, napisała to co ja chciałam, ale mnie uprzedziła i ja chcę tylko dodać, że z jednej strony nie domyśliłam się, że Maja to Caroline, a z drugiej strony wcale mnie to nie zdziwiło i podobnie, jak wyżej mam złe przeczucia co do zakończenia.
    weny :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Eh, nie wiem co ty ze mną robisz i w jaki sposób to robisz, ale ilekroć mam do czynienia z twoją twórczością, potem długo, długo nie mogę się pozbierać, przestać o niej myśleć i tak zwyczajnie wrócić do zwykłego świata. Bo to, co tworzysz to prawdziwa poezja. Jestem nią zachwycona i żałuję za każdym razem, gdy kończę czytać kolejny z rozdziałów.
    Co ja mogę ci tutaj napisać tak odnośnie tego konkretnego rozdziału? Sama nie wiem. Jednocześnie wiem wszystko i nie wiem nic. Dużo rzeczy zostało powiedzianych, mnóstwo tajemnic ujrzało światło dzienne, ale ja podskórnie czuję, że nie jest to chyba jeszcze wszystko. Oczekuję ciągu dalszego, ale jednocześnie troszkę się obawiam, co też mogłaś wymyślić jeszcze dla tych swoich bohaterów.
    Sama nie wiem, co myśleć o tym wszystkim, wiesz? Każda z postaci ma coś na sumieniu - zupełnie zgadzam się z komentarzami moich poprzedniczek. Każdy gonił za czymś, co nie było pisane jemu i nikt dobrze na tym nie wyszedł. Pieniądze, uroda, popularność spychają gdzieś na bok prawdziwe uczucia i niszczą je każdego dnia po ociupince. Nie wiem, naprawdę nie wiem kogo w tej sytuacji jest mi żal, bo jednak każdy z nich poniósł jakąś stratę. Każdy grał w grę, której zasad tak naprawdę nie znał i każdy próbował udawać kogoś, kim nigdy nie był. Nie wiem czy najbardziej pokrzywdzona jest tutaj Alice, którą całe życie wszyscy uważali za kogoś innego, komu zabierali prawo do uczuć, do własnego zdania i wpędzali ją w wariactwo, czy może Thomasa bo jednak żył w zupełnej nieświadomości, w tym wielkim poczuciu winy, że dziewczyna zabiła się, robiąc mu zwyczajnie na złość, co później okazało się nieprawdą. Wiele osób nim sterowało, kompilowało jego życie, szukając korzyści dla siebie. Żal mi jest też Cathy bo jednak goniła za urodą i sławą, a po drodze zgubiła samą siebie i wpadła w prawdziwe kłopoty. Jednak chwyciła mnie za serce tym, co zrobiła pod koniec swojego życia dla Alice. Natomiast kompletnie nie rozumiem Caroline/Mai. Nie, jej nie chcę zrozumieć. Bo to ona w dużej mierze była promotorem tych wszystkich przykrych zdarzeń.
    Cóż, jestem ciekawa jak to zakończysz. Wprost nie mogę się tego doczekać, a jednocześnie jest mi żal, że tak dobre opowiadanie niespiesznie, ale nieodwołanie zmierza ku końcowi.
    Pozdrawiam cieplutko! :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Serio, to jeszcze nie wszystko?

    Stelluś, ja... To było niesamowite. Doskonałe. Perfekcyjne. W każdym szczególe. Chylę czoła i szczerze mówiąc, nawet nie czuję satysfakcji, że w jakimś ułamku procenta miałam rację.

    I tak po ludzku Ci zazdroszczę. Talentu, warsztatu, pomysłów. Grania słowami, wtykania wskazówek tam, gdzie niewielu szuka. Jesteś wielka. Nie, wróć, jesteś WIELKA.

    A ja się cieszę, że Cię mam, że Cię znam i że Cię czytam. Tyyyyle szczęścia. <3333

    OdpowiedzUsuń