jedynka , którą można nazwać prologiem, albo zwyczajnym życiorysem bohaterki...
~~~***~~~
Czasem po jednym dniu była gotowa stwierdzić, że minął rok.
W inne , miesiące zdawały się jej krótkimi godzinami.
Nie istniały daty kalendarzowe.
Pory nocy i dnia.
Była tylko ciemność.
Głucha, brudna ciemność.
Albo jasne, rażące reflektory, od których widziała coraz mniej.
Zapach zgnilizny przeszywający powietrze.
Krzyki, jęki i wrzaski cieni siedzących na pseudo-łóżkach obok niej.
Nad nią.
Pod nią.
Zaszczucie- tak to się chyba fachowo nazywa.
Antyżycie Alice Weiss.
Dziewczyny, która jako niespełna siedemnastolatka trafiła za kratki...
... A teraz miała już tych lat dwadzieścia cztery.
Nie skończyła szkoły.
Nie zdała matury.
Nie miała szans na wyższe studia, ciągle w tej samej małej klitce.
Czuła się wypruta z serca, duszy i ciała.
Nie dało się tego opusać.
Aby przetrwać nie mogła być dobra.
Musiała wyłączyć mózg.
Przestać myśleć.
Czasem siłą bronić przed degeneratkami, z którymi żyła.
Złodziejkami, dilerkami, morderczyniami.
Ważyła mniej niż pięćdziesiąt kilo.
Rzadko coś jadła czy piła.
Krok po kroku zbliżała się do anoreksji.
Gdy próbowała włożyć chleb do ust, zaraz musiała z obrzydzenia lecieć do łazienki.
Pseudo-łazienki.
Raz tylko opuściła to miejsce.
W dniu, w którym podcięła sobie żyły.
Bezskutecznie i desperacko.
Nożem znalezionym w kuchni.
Nie miała szans, uratowali ją z łatwością...
Zostały tylko trzy wyraziste blizny po drugiej stronie nadgarstka.
I wyniszczająca nienawiść...
Nie potrafiła wybaczyć.
Bo nie chciała.
~~~***~~~
osiem lat wcześniej:
-Nie rób tego- krzyk szesnastoletniego jeszcze dziecka przeszył powietrze.
Jej umysł ciągle nie mógł dorosnąć.
Urodziła się przed terminem, poważnie niedotleniona.
Fizycznie nie pozostawiło to po sobie żadnych skutków.
Ale...
Właśnie.
W głębi serca pozostała maleńką dziewczynką, która zamiast mianować się matką ślicznych, jasnowłosych laleczek, 'reanimowała' dla zabawy kawałki szkła.
Dziewczynką, której dyrekcja każdej szkoły, radziła wizytę w poradni psychologicznej.
Dziewczynką, która miała kupę kasy i zero miłości.
Dziewczynką, siedzącą pod stołem i sluchającą rozmowy swojej matki i ojca:
"-Przykro mi. Mogliśmy mieć drugą taką. A zdarzył się pech i urodziła się Allie."
"-Nie chcę jej. Nie chcę mieć upośledzonej córki, oddajmy ją, wyrzućmy."
Ten krzyk własnej rodzicielki utkwił jej na zawsze.
Ale był niczym w porównaniu z jej prywatnym:
"-Nie rób tego!!!"...
Nieraz wracała do tej chwili...
Była bezwolna.
Wszystko zamknęło się w ułamku sekundy.
Płacząc wybiegła na zewnątrz.
Deszcz walił jej w twarz.
Obok stało srebrne, iskrzące się w nocnej poświacie Audi.
Ktoś zostawił je otwarte.
Nie mając jeszcze oczywiście prawa jazdy wsiadła za kierownicę .
Drżącą ręką wykręciła numer alarmowy:
-Club SilverStar, przy zjeździe z autostrady- wyjąkała- proszę tu przysłać karetkę, stało się coś złego...
Nacisnęła czerwony przycisk na słuchawce.
Opuściła głowę, starając się opanować szok i zawroty głowy niewątpliwie połączone z nieprzyzwoitymi jak na jej wiek promilami, które miała we krwi.
Nawet nie wiedziała kiedy szyba samochodu wylądowała na delikatnej, zalęknionej twarzy.
Czuła, że ma coś ostrego wybitego w klatkę piersiową. Opadając do przodu wcisnęła to jeszcze głębiej...
Niepamięć...
Błoga niepamięć...
-Miałaś ogromne szczęście Allie- osoba, która zawsze kojarzyła się z najgorszym siedziała przy jej łóżku- żyjesz, miałaś operację, przeszczepy, ale żyjesz. Dbam o wszystko i jestem przy tobie.
Skąd była ta nagła dobroć, niespodziewana troska?
Skąd ta nuta ciepła w głosie?
Chwilę później dowiedziała się prawdy.
-Allie słyszysz mnie? Musisz się przyznać, powiedzieć, że to ty wtedy. Tak będzie najlepiej. Nie jesteś pełnoletnia, masz problemy umysłowe, a teraz jeszcze... Przepraszam...
-Co?
-Zostałaś kaleką. Masz tylko mnie. Rodzice wywalą Cię z domu, przecież ich znasz... Jeżeli zrobisz tak jak Ci każę, załatwię Ci najlepszego adwokata i wyjdziemy z tego bez wiekszego szwanku.
-A...?
-W przeciwnym razie panno Weiss... Cóż, nie owijajmy prawdy w bawełnę, skończysz na bruku...
(Zdawało jej się, czy na tej twarzy rozbłysł delikatny uśmiech?)
Nie znała odpowiedzi.
Od dłuższego czasu myślała, że największą jej nienawiścią było to co trzymało ją w tamtej chwili za rękę.
Ale to nie była prawda.
Bała się poczucia wolności.
Bycia zdanym na otwartej przestrzeni na samą siebie.
Oto właśnie obsesja...
Pokiwała w milczeniu ciemną głową.
Z rąk lekarzy trafiła prosto w ręce policji.
Nie mogła nawet pojechać do domu po swoje kryształy z dzieciństwa.
Spędzała długie minuty wisząc na aresztanckim telefonie i bezskutecznie nagrywając się na pocztę głosową:
"-Gdzie Ty jesteś? Gdzie ta pomoc? Ci adwokaci? Spełniłam wszystkie warunki, przyznałam się."
Odpowiedź dostała po paru tygodniach.
W liście...
"Allie!
Powiem Ci jedno mała.
Jesteś głupią frajerką.
Naprawdę myślisz, że chcę Cię wspierać?
To się mylisz.
Wrąbałaś się w to, a ja pragnę Cię tylko udupić.
I nikt Ci nie uwierzy.
A jeśli już? Pamiętaj, że zostaniesz sama. Na ulicy.
Więc się załatwisz na amen.
Teraz parę faktów z dziedziny prawka.
Masz ukończony szesnasty rok życia, dobiorą się do Ciebie jak do dorosłej.
Ile Ci grozi? Może 25 latek?
Tyle w temacie.
Buziaczki od
T.S.C.W"
Nie było zmiłuj. Miesiąc później sąd skazał Weiss na osiem lat więzienia.
Tylko osiem, powołując się na jej wiek i wpływ używek...
Na nic się zdały obsesja i łzy...
~~~***~~~
Ale nie to było najgorsze.
Przez ten cały czas nikt jej nie odwiedził, nikt nie wsparł.
Cały czas nie wymówiła ani słowa.
Cały czas były z nią tylko te oczy.
Obrzydliwe gały tryumfalnie opuszczające salę rozpraw.
I tętniąca w jej wnętrzu potrzeba zemsty.
Za parę miesięcy miała wyjść z więzienia. Znaleść się wśród innych ludzi.
Sama.
Zastraszona i beznadzejna.
Jednak pewna rzecz nie ulegała wątpliwości.
Gdyby znalazł się kochany, dobry człowiek, który poda jej rękę, zrobi jedno.
Odgryzie mu tą rękę...
Nie była zagubiona.
Gardziła litością...
______________________________
Wrrrrr...
No, tyle w temacie.
Spokojnie, to nie kryminał, a cały ten rozdział nie ma nic (no, po za jednym, pozornie nieistotnym szczegółem) do fabuły.
Po prostu chciałam pokazać z jaką bohaterką mamy do czynienia.
Dwa dni i ferie<3
Tydzień i Soczi<3
A u mnie ciągle to samo.
Nie wiem czy to normalne, że ja tak wszystko przeżywam?
Rozstania są przecież dla ludzi...
I chyba jednak zacznę pisać to walnięte coś co mi w głowie siedzi.
Ściskam Was<3