Rytmiczne zawroty głowy rozsadzały ją od środka, a całe ciało skręcało się chcąc odmówić posłuszeństwa. Ręce i nogi pragnęły stać się zwierzęcymi łapkami, które w cztery były w stanie lepiej utrzymać ciężar.
Mogłyby wykopać norę.
Zaszyć się w niej.
Uciec przed przestrzenią. Nie musieć spoglądać na drzewa, kwiaty, trawę i chmury widniejące na niebie.
Mogłyby wykopać norę.
Zaszyć się w niej.
Uciec przed przestrzenią. Nie musieć spoglądać na drzewa, kwiaty, trawę i chmury widniejące na niebie.
Czuła, że mała torba, której całą zawartość stanowiły dokumenty, szczoteczka do zębów i dwie czy trzy szmaty jest dla niej zbyt ogromnym
balastem. I może lepiej było by gdyby pociągnęła ją w stronę ziemi, rozbijając głowę i kończąc całe to żałosne, krótkie życie?
Bądź co bądź, wierzyła, że niebo istnieje. Istnieje i rekompensuje wszelki ból, złość i niesprawiedliwość zaserwowane przez życie.
Nie miała już siły aby być młoda, aby szaleć z chłopakami. Aby mieć koleżanki, znajomych czy plany na życie.
Bo kto zada się z kryminalistką?
balastem. I może lepiej było by gdyby pociągnęła ją w stronę ziemi, rozbijając głowę i kończąc całe to żałosne, krótkie życie?
Bądź co bądź, wierzyła, że niebo istnieje. Istnieje i rekompensuje wszelki ból, złość i niesprawiedliwość zaserwowane przez życie.
Nie miała już siły aby być młoda, aby szaleć z chłopakami. Aby mieć koleżanki, znajomych czy plany na życie.
Bo kto zada się z kryminalistką?
Tak przedstawiały się sprawy z egoistycznego punktu widzenia. Ten altruistyczny wiele się jednak od tego nie różnił.
Jej siostra z okazji jej śmierci wydałaby pewno ogromne przyjęcie. Choć może nie cieszyłaby się aż tak bardzo, jak w dniu, w którym w gmachu podrzędnego, wiedeńskiego sądu ogłoszono wyrok?
Rodzice byli zaś za granicą, ulokowani tam w wygodzie przez swoją umiłowaną córcię, na którą przepisali cały majątek.
Młodszemu dziecku nie zostawiając żadnej furtki ratunku.
Nic, poza samotnością.
Na domiar złego był jeszcze ten chłopak. Ciekawy, uparty i zaciekły.
Allie musiała przyznać, że ją wkurzał. Lecz jednocześnie miał w sobie coś co złamało jej barierę i co sprawiało, iż nie chciała aby ucierpiał. A doskonale zdawała sobie, że Caroline nie śpi i tak łatwo nie daruje mu popsucia jej idealnego planu.
Jej siostra z okazji jej śmierci wydałaby pewno ogromne przyjęcie. Choć może nie cieszyłaby się aż tak bardzo, jak w dniu, w którym w gmachu podrzędnego, wiedeńskiego sądu ogłoszono wyrok?
Rodzice byli zaś za granicą, ulokowani tam w wygodzie przez swoją umiłowaną córcię, na którą przepisali cały majątek.
Młodszemu dziecku nie zostawiając żadnej furtki ratunku.
Nic, poza samotnością.
Na domiar złego był jeszcze ten chłopak. Ciekawy, uparty i zaciekły.
Allie musiała przyznać, że ją wkurzał. Lecz jednocześnie miał w sobie coś co złamało jej barierę i co sprawiało, iż nie chciała aby ucierpiał. A doskonale zdawała sobie, że Caroline nie śpi i tak łatwo nie daruje mu popsucia jej idealnego planu.
Młoda Weiss wypluła na ziemię krople przeradzającego się w grad deszczu, które wpadły jej do ust, po czym z bólem spojrzała na zamykającą się za nią bramę zakładu karnego.
Już za nim tęskniła.
To był niezależnie od wszystkiego jej jedyny, prawdziwy dom.
Tupnęła nogą, jakby w geście buntu.
I wtedy przypomniała sobie, że blondyn na nią czeka.
Stał dosłownie dwa kroki od niej, machając delikatnie ręką.
Obawiał się podejścia. Podczas kilku krótkich widzeń, nauczył się już jak postępować z Alice. Musiał to robić tak, aby ciągle myślała, że to ona ma nad nim przewagę, że trzyma go w szachu.
Pierwszy ruch zawsze powinien należeć do niej. Mu pozostawało cierpliwie czekać na ostatni.
I dokładnie go zaplanować.
-Hej- wyrzucił z siebie wreszcie- witaj na wolności.
(Może i nie było to jakieś szczególne powitanie, no ale przecież nikt nie kształci skoczków narciarskich w zakresie tego, jak postępować z ludźmi, świeżo wypuszczonymi z celi).
Dziewczyna bezsilnie położyła mu głowę na ramieniu.
Nie wiedział czy śmieje się czy płacze.
Bezwolnie pozwoliła się mu wziąć na ręce i wsadzić do samochodu.
Zresztą oboje przemokli przy tym do suchej nitki.
Posadził ją na przednim siedzeniu, odsunął fotel do tyłu i okrył przyniesionym z bagażnika kocem.
-Śpij- wyszeptał.
Żal mu jej było, strasznie. I gdy trzymał ją w ramionach poczuł lekki wstyd z racji tego, iż jego myśli tak bardzo zajmowała ostatnio jej wyrodna siostra. Bynajmniej wcale nie w negatywny, przesiąknięty potępieniem sposób.
-Nie mogę spać- usłyszał po chwili- nie umiem.
-Jedziemy do centrum Wiednia- odparł- musisz coś zjeść, a do domu mamy z dwie godziny drogi. Zresztą, chyba nie przepadasz za zieleniną?
Za wszelką cenę próbował nie tracić z nią nici kontaktu.
-Thomas?- zwroty personalne nie były zbyt częste w jej wykonaniu- masz czekoladę?
Pospiesznie wręczył jej przygotowany biały smakołyk.
-Bąbelkowa- wyjaśnił- smakuje najlepiej jak się ją przeżuwa. Tak bardzo powoli.
-Nie lubię jeść powoli- odpyskowała zaraz- bo zaraz mi weźmiesz.
-Alice- zaprzeczanie nie miało najmniejszego sensu- wolę miętówki- postanowił w troszkę inny sposób oznajmić małej, że nie czyha na jej zdobycz- choć one też są białe od środka.
-I ładnie pachną- zbliżyła twarz do zielonego papierka, który trzymał w palcach.
Po czym nagłym ruchem, ujęła jego zawartość w usta.
-Tak to jest- skomentowała.
Morgi pokręcił głową.
-Dobra, objaśnię Ci wprost. Wszystkie słodycze w tym aucie są do twojej prywatnej dyspozycji, rozumiemy się?
-Serio?- zaczęła bawić się we włączanie i wyłączanie świateł samochodu.
-Serio, serio. A jakbym się do czegoś próbował dobrać to możesz zjeść mnie.
To najwyraźniej ją uspokoiło.
Już za nim tęskniła.
To był niezależnie od wszystkiego jej jedyny, prawdziwy dom.
Tupnęła nogą, jakby w geście buntu.
I wtedy przypomniała sobie, że blondyn na nią czeka.
Stał dosłownie dwa kroki od niej, machając delikatnie ręką.
Obawiał się podejścia. Podczas kilku krótkich widzeń, nauczył się już jak postępować z Alice. Musiał to robić tak, aby ciągle myślała, że to ona ma nad nim przewagę, że trzyma go w szachu.
Pierwszy ruch zawsze powinien należeć do niej. Mu pozostawało cierpliwie czekać na ostatni.
I dokładnie go zaplanować.
-Hej- wyrzucił z siebie wreszcie- witaj na wolności.
(Może i nie było to jakieś szczególne powitanie, no ale przecież nikt nie kształci skoczków narciarskich w zakresie tego, jak postępować z ludźmi, świeżo wypuszczonymi z celi).
Dziewczyna bezsilnie położyła mu głowę na ramieniu.
Nie wiedział czy śmieje się czy płacze.
Bezwolnie pozwoliła się mu wziąć na ręce i wsadzić do samochodu.
Zresztą oboje przemokli przy tym do suchej nitki.
Posadził ją na przednim siedzeniu, odsunął fotel do tyłu i okrył przyniesionym z bagażnika kocem.
-Śpij- wyszeptał.
Żal mu jej było, strasznie. I gdy trzymał ją w ramionach poczuł lekki wstyd z racji tego, iż jego myśli tak bardzo zajmowała ostatnio jej wyrodna siostra. Bynajmniej wcale nie w negatywny, przesiąknięty potępieniem sposób.
-Nie mogę spać- usłyszał po chwili- nie umiem.
-Jedziemy do centrum Wiednia- odparł- musisz coś zjeść, a do domu mamy z dwie godziny drogi. Zresztą, chyba nie przepadasz za zieleniną?
Za wszelką cenę próbował nie tracić z nią nici kontaktu.
-Thomas?- zwroty personalne nie były zbyt częste w jej wykonaniu- masz czekoladę?
Pospiesznie wręczył jej przygotowany biały smakołyk.
-Bąbelkowa- wyjaśnił- smakuje najlepiej jak się ją przeżuwa. Tak bardzo powoli.
-Nie lubię jeść powoli- odpyskowała zaraz- bo zaraz mi weźmiesz.
-Alice- zaprzeczanie nie miało najmniejszego sensu- wolę miętówki- postanowił w troszkę inny sposób oznajmić małej, że nie czyha na jej zdobycz- choć one też są białe od środka.
-I ładnie pachną- zbliżyła twarz do zielonego papierka, który trzymał w palcach.
Po czym nagłym ruchem, ujęła jego zawartość w usta.
-Tak to jest- skomentowała.
Morgi pokręcił głową.
-Dobra, objaśnię Ci wprost. Wszystkie słodycze w tym aucie są do twojej prywatnej dyspozycji, rozumiemy się?
-Serio?- zaczęła bawić się we włączanie i wyłączanie świateł samochodu.
-Serio, serio. A jakbym się do czegoś próbował dobrać to możesz zjeść mnie.
To najwyraźniej ją uspokoiło.
-Allie, przecież ty cała przemokłaś- skomentował po chwili- nie mogli Ci dać parasola? Tylko ten T-shirt?
-Miałam sweter. Tylko mi go taka baba z celi zabrała.
-Tak zwyczajnie?- ciągle nie rozumiał jeszcze realiów mrocznego świata.
-Miała tatuaże- wytłumaczyła dobitnie dziewczyna- więc wolałam z nią nie zadzierać. Jedziemy do centrum handlowego?
-Ehmmm. Chyba musisz coś sobie kupić cieplejszego, co nie?
Starał się to powiedzieć jak najdelikatniej bojąc się, iż Weiss pomyśli, że jest na jego łasce.
-A mogę iść do fryzjera?- usłyszał tymczasem zamiast protestu.
Ta istota nigdy nie miała chyba zamiaru przestać go zaskakiwać.
-Teraz?
-A czemu nie?
-Miałaś coś zjeść ciepłego?
-Nie chcę. Chcę, żeby mi grzywkę zrobili. I pofarbowali na kasztanowo. Nigdy już nie będę blondynką, mowy nie ma.
-Ok- westchnął- dziś się zgodzę. Ale od jutra zaczynasz o siebie dbać, zgoda?
-Swoim kobietom też tak tatusiujesz?- wyskoczyła na zewnątrz urywając dyskusję- i przestań się tak stroić- dodała patrząc jak maskuje się za pomocą ogromnych okularów i czapki.
-Miałam sweter. Tylko mi go taka baba z celi zabrała.
-Tak zwyczajnie?- ciągle nie rozumiał jeszcze realiów mrocznego świata.
-Miała tatuaże- wytłumaczyła dobitnie dziewczyna- więc wolałam z nią nie zadzierać. Jedziemy do centrum handlowego?
-Ehmmm. Chyba musisz coś sobie kupić cieplejszego, co nie?
Starał się to powiedzieć jak najdelikatniej bojąc się, iż Weiss pomyśli, że jest na jego łasce.
-A mogę iść do fryzjera?- usłyszał tymczasem zamiast protestu.
Ta istota nigdy nie miała chyba zamiaru przestać go zaskakiwać.
-Teraz?
-A czemu nie?
-Miałaś coś zjeść ciepłego?
-Nie chcę. Chcę, żeby mi grzywkę zrobili. I pofarbowali na kasztanowo. Nigdy już nie będę blondynką, mowy nie ma.
-Ok- westchnął- dziś się zgodzę. Ale od jutra zaczynasz o siebie dbać, zgoda?
-Swoim kobietom też tak tatusiujesz?- wyskoczyła na zewnątrz urywając dyskusję- i przestań się tak stroić- dodała patrząc jak maskuje się za pomocą ogromnych okularów i czapki.
Podczas następnych dwóch godzin magiczne używki zamieniły jej poplątane włosy w ciemniejsze i sprawiające wrażenie gęstszych pasma. A do tego doszła jeszcze skórzana kurtka, kilka bluzek oraz niezbyt adekwatna do słowa "ciepły strój" czerwona sukienka.
Alice każdy kolejny element garderoby z początku traktowała z niechęcią, później z obawą, aż wreszcie wszystkie negatywne emocje przeradzały się w gorący entuzjazm.
Morgi jednak z przerażeniem zauważył jak trudno znaleźć cokolwiek pasującego na nią, poza znajdującymi się w niektórych sklepach działami dziecięcymi.
A im bardziej coś odsłaniało jej ciało, tym bardziej jeszcze budziło w nim lęk.
Wreszcie poszli na obiad, chociaż świeżo upieczona szatynka, chciała słyszeć tylko i wyłącznie o deserze.
I mogli porozmawiać.
Zadać pytania, które cisnęły się im obojgu na usta. Bo właściwie każdemu ciągnęłyby się w takiej sytuacji.
-Ciężko było wyciągnąć mnie zza kratek?- zagadała.
-Nie... Nie bardzo. Adwokaci mogli łatwo ośmieszyć wymiar sprawiedliwości, gdyby ten nie chciał się zgodzić. Plus stwierdzili, że ty pewnie nic nie zrobiłaś...
-A guzik- warknęła- bo w teorii zrobiłam to wszystko, moja siostrzyczka nawet miała nagranie. Tylko wcale nie jestem psychopatką. Ja po prostu...
-Tak...?
-Cathy i Caro... One parły na karierę. Miały tysiące pomysłów i nic nie potrafiło ich powstrzymać.
-Moja Cathy, padła na pieprzoną karierę? Dziecko, ty wiesz o czym mówisz.
-Ona taka nie była. To wpływ tej ,tej kretynki. Thomas, ja myślałam wtedy, że one są biedne, że Ci wszyscy ludzie chcą je skrzywdzić, ten świat sławy... I że jak ja pomogę, to stanę się taka jak one, śliczna i inteligentna. I... Że będą mnie szanować.
-Szszszsz, staram się coś z tego zrozumieć. Więc po kolei. Cathy była wtedy w tym klubie?- starał się udawać, że zachowuje spokój.
-Nie, akurat nie. Więc moja siostra wzięła zamiast niej mnie, aby użalać się, że ma psychiczne dziecko w domu.
-Boże...
-Ona taka jest- krzyknęła Alice- nic jej nie zatrzyma. Potrafiła uwodzić mężczyzn dziesiątkami, grać na ich uczuciach, doprowadzać do bijatyk i awantur. Z silnych przystojniaczków robiła miękkie, zaryczane baby. I... Szczerze mówiąc niewiele się zmieniło. Musisz mi uwierzyć.
Alice każdy kolejny element garderoby z początku traktowała z niechęcią, później z obawą, aż wreszcie wszystkie negatywne emocje przeradzały się w gorący entuzjazm.
Morgi jednak z przerażeniem zauważył jak trudno znaleźć cokolwiek pasującego na nią, poza znajdującymi się w niektórych sklepach działami dziecięcymi.
A im bardziej coś odsłaniało jej ciało, tym bardziej jeszcze budziło w nim lęk.
Wreszcie poszli na obiad, chociaż świeżo upieczona szatynka, chciała słyszeć tylko i wyłącznie o deserze.
I mogli porozmawiać.
Zadać pytania, które cisnęły się im obojgu na usta. Bo właściwie każdemu ciągnęłyby się w takiej sytuacji.
-Ciężko było wyciągnąć mnie zza kratek?- zagadała.
-Nie... Nie bardzo. Adwokaci mogli łatwo ośmieszyć wymiar sprawiedliwości, gdyby ten nie chciał się zgodzić. Plus stwierdzili, że ty pewnie nic nie zrobiłaś...
-A guzik- warknęła- bo w teorii zrobiłam to wszystko, moja siostrzyczka nawet miała nagranie. Tylko wcale nie jestem psychopatką. Ja po prostu...
-Tak...?
-Cathy i Caro... One parły na karierę. Miały tysiące pomysłów i nic nie potrafiło ich powstrzymać.
-Moja Cathy, padła na pieprzoną karierę? Dziecko, ty wiesz o czym mówisz.
-Ona taka nie była. To wpływ tej ,tej kretynki. Thomas, ja myślałam wtedy, że one są biedne, że Ci wszyscy ludzie chcą je skrzywdzić, ten świat sławy... I że jak ja pomogę, to stanę się taka jak one, śliczna i inteligentna. I... Że będą mnie szanować.
-Szszszsz, staram się coś z tego zrozumieć. Więc po kolei. Cathy była wtedy w tym klubie?- starał się udawać, że zachowuje spokój.
-Nie, akurat nie. Więc moja siostra wzięła zamiast niej mnie, aby użalać się, że ma psychiczne dziecko w domu.
-Boże...
-Ona taka jest- krzyknęła Alice- nic jej nie zatrzyma. Potrafiła uwodzić mężczyzn dziesiątkami, grać na ich uczuciach, doprowadzać do bijatyk i awantur. Z silnych przystojniaczków robiła miękkie, zaryczane baby. I... Szczerze mówiąc niewiele się zmieniło. Musisz mi uwierzyć.
-Cholera, czy ja Ci choć raz zasugerowałem, że kłamiesz?
-Po prostu...
-Wal.
-Miałeś romans z moją siostrą? Jak Cathy jeszcze żyła?
-Tobie odbiło?- w tym momencie wszelkie granice zostały złamane.
-Przepraszam... Ja tak sobie zwyczajnie myślałam.
-To nie twoja wina- przygarnął ją do siebie - każdego innego, ale nie twoja.
Gdy znaleźli się w Tyrolu, dziewczyna miała już zamknięte oczy i nie odzywała się ani słowem. Nie mógł jej już więc pokazać zachodu słońca, ani zachęcić do lekkiego spacerku.
Zresztą nie było to takie złe. W jej stanie ten dzień dostarczył wystarczająco dużo wrażeń.
Ponownie wziął ją na ręce i zaniósł do pokoju gościnnego. Gdy spała z jej twarzy znikał cały grymas. Wzbudzała mniej strachu i litości. A znacznie więcej takiej ludzkiej więzi, którą - gdyby relacje na tym świecie były choć minimalnie prawidłowe, każdy człowiek żywiłby do każdego człowieka.
Oparł jej głowę na poduszce, opatulił kołdrą i położył obok świeżo kupioną piżamę. Jak będzie trzeba znajdzie łazienkę...
Ciągle nie mógł zapomnieć jej absurdalnego pytania o piękność, której nie widział nigdy w życiu. Bo przecież Alice, zawsze była troszeczkę inna. A co jeżeli swoimi wziętymi znikąd podejrzeniami podzieliła się z Catherine?
I jeszcze zrobiła to z tak zaciekłym przekonaniem, co w chwili, w której oskarżała go o to w restauracji.
Wcale nie zasnęła.
Gdy szedł z nią po schodach myślała tylko o ciepłej, świeżej pościeli, w której miała się wyłożyć.
O tym, że jak odpocznie zrobi sobie długą kąpiel.
O tym, że nikt nie obudzi jej o czwartej rano rzucając jej kamieniem w głowę.
Albo garnkiem.
Albo książką.
Nie było różnicy.
Ale potem gdy zasłony opadły, a jego kroki w hallu ustały, znów opanował ją strach.
Od jakiegoś czasu udawała - problemy psychiczne. Znacznie głębsze niż te, które dręczyły ją w istocie. Uznała, że udawanie głupiej może pomóc jej w osiągnięciu wyznaczonego celu.
W zemście na siostrze.
Niekrwawej, niezbrodniczej a inteligentnej. Takiej, która zaboli najbardziej - jednocześnie uczciwej.
Czuła, że jej ulżyło. Nie musiała wcale krzywdzić tego chłopaka, czego tak bardzo, szczególnie po ostatnich godzinach nie chciała robić.
Wręcz przeciwnie - dobro ich obojga szło ze sobą w parze.
A potem każde pójdzie dalej swoją drogą...
~~~~*************~~~~
Korzystając z braku porannego treningu, spał bardzo długo, praktycznie zapominając, iż ma Alice pod własnym dachem.
Przypomniawszy sobie o niej, chciał natychmiast zobaczyć jak sobie radzi.
Wesprzeć w powrocie do życia.
Jednak to co zobaczył, przekroczyło cały zasób jego wyobraźni.
Szukał znaków życia w domu po omacku i na próżno.
W pokoju dziewczyny zastał starannie pościelone łóżko i ubrania złożone na kupce.
Jednak jej samej na piętrze nie było.
Zejście na dół, było dla niego okropne. Przypomniało mu o dniu ,w którym tak długo szukał Cathy w maleńkim mieszkaniu.
W końcu coś skusiło go aby zajrzeć do kuchni.
Oniemiał.
Alice i Maja siedziały na krzesłach, kroiły pomidory na sałatkę i rozmawiały ze sobą, jakby znały się od zawsze.
Ustawił się sztywno, próbując przewidzieć co będzie dalej.
-Słuchaj Al - usłyszał - chyba obie mamy nie po drodze z twoją siostrą, więc co powiesz na...
-Kochasz go?- przerwała Weiss.
Jednak ubrała tę czerwoną sukienkę.
Mimo deszczu.
-Na swój sposób, tak - odparła modelka - na swój prywatny. Odróżniam pracę od miłości, interes to interes. Ale jeżeli na kimś mi serio zależy to tylko na nim, choć się do tego nie przyznam. To by było nieprofesjonalne. A ty co, zazdrosna?
-Nie jestem głupia- syknęła mała podnosząc się z miejsca.
Morgi odskoczył od ściany, za którą stał, po czym schował się w łazience.
Na szczęście- jak myślał- żadna go nie dojrzała.
Szkoda tylko, że nie usłyszał słów, które padły chwilę później...
____________________________________________________________________
Chyba zaczynam choć trochę lubić to opowiadanie, choć nigdy wcześniej mi z nim po drodze nie było.
I nie wiem czy jeszcze coś napiszę przed wyjazdem, więc jakby co to przepraszam, że znowu nie będzie komentarzy od piątku.
Chyba, że będą hotele z Wi-Fi, ale to wątpliwe.
Buziaki :*